
Minął rok od ataku nożownika Stefana W. na ówczesnego prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. W wyniku odniesionych obrażeń polityk zmarł dzień później. W sprawie wciąż jest więcej znaków zapytania, niż udzielonych odpowiedzi, a prokuratura cały czas prowadzi aż pięć odrębnych śledztw. Zakończono tylko jedno.
Nadal nie wiadomo, jaki dokładnie zarzut zostanie postawiony sprawcy mordu, Stefanowi W. Jego wina nie podlega dyskusji, gdyż całe zdarzenie zostało nagrane z kilku kamer. Prokuratura wciąż stara się jednak ustalić, czy w momencie popełnienia zbrodni 28-letni dziś Stefan W. był poczytalny.
Pierwotne badanie sądowo-psychiatryczne, wykonane pod koniec stycznia 2019 roku, nie pozwoliło udzielić odpowiedzi na to kluczowe pytanie. W maju Stefan W. trafił na cztery tygodnie do Aresztu Śledczego w Krakowie, gdzie przeprowadzono obserwację. Diagnoza do dziś pozostaje tajna.
Na początku grudnia ubiegłego roku prokuratorzy nadzorujący śledztwo poinformowali, że powołają dodatkowy zespół lekarzy psychiatrów oraz psychologów, by zbadać poczytalność Stefana W. Kiedy poznamy wyniki badań? To ścisła tajemnica.
Śledztwa wokół zabójstwa Adamowicza. Zignorowanie ostrzeżeń?
Matka Stefana W. twierdzi, że w listopadzie 2018 roku zgłosiła na komisariacie w Gdańsku swoje obawy dotyczące syna. Zasugerowała, że może być on niepoczytalny i niebezpieczny dla otoczenia. Stefan W. odsiadywał wyrok 5,5 roku pozbawienia wolności za napady na placówki bankowe. W więzieniu zdiagnozowano u niego schizofrenię paranoidalną.
Policjanci twierdzą, że jeszcze tego samego dnia wysłali do zakładu karnego informacje przekazane przez matkę. Służba Więzienna twierdzi natomiast, że takiego zgłoszenia nie dostała.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Toruniu. Jak na razie nikomu nie postawiono ewentualnych zarzutów.
Śledztwa wokół zabójstwa Adamowicza. Zabezpieczenie finału WOŚP
Nadal w toku jest postępowanie ws. zabezpieczenia 27. finału WOŚP w Gdańsku. Prokuratura czeka na opinię biegłego specjalisty od zabezpieczenia imprez masowych. Od niej zależeć będzie czy ktoś usłyszy w tej sprawie zarzuty.
Odrębną sprawą jest zachowanie Dariusza S., jednego z pracowników Agencji Ochrony „Tajfun”, która zabezpieczała finał WOŚP. Pierwotnie zeznał on funkcjonariuszom, że Stefan W. posługiwał się fałszywą akredytacją prasową i dzięki temu znalazł się na scenie, gdzie zaatakował śp. Adamowicza. Plakietkę z napisem „MEDIA” przekazał nawet policji.
Potem okazało się, że prawda jest nieco inna, a Dariusz S. całą historię o akredytacji prasowej wymyślił. Stefan W. wszedł na scenę bez żadnej plakietki. Ochroniarz miał również namawiać do składania fałszywych zeznań w tej sprawie inną osobę.
Prokuratura postawiła Dariuszowi S. zarzuty składania fałszywych zeznań i namawianie do tego samego innej osoby. Wiadomo, że ochroniarz przyznał się do winy. Proces trwa od 7 sierpnia 2019r. za zamkniętymi drzwiami.
Śledztwa wokół zabójstwa Adamowicza. Wyciek nagrań i zdjęć do mediów
Prokuratura Rejonowa w Gdyni prowadzi postępowanie ws. ujawnienia w mediach społecznościowych wizerunku Stefana W. Do mediów społecznościowych wyciekło nagranie, które śledczy mieli na wyłączność od TVN-u. Jeden z funkcjonariuszy nagrał telefonem komórkowym film z ataku odtwarzany na służbowym monitorze i udostępnił go w komunikatorze WhatsApp w grupie pracowników. Film wyciekł jednak do mediów społecznościowych.
Innym wątkiem tego samego śledztwa jest udostępnienie zdjęcia Stefana W. z komisariatu. Na fotografii widać było obrażenia, które miały zostać spowodowane już po ataku.
Policjantom usłyszeli zarzut „rozpowszechnienia wiadomości z postępowania przygotowawczego zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym”, za co grozi do dwóch lata pozbawienia wolności. Zostali zawieszeni w obowiązkach służbowych, nie przyznają się do winy. Śledztwo wciąż trwa.
Śledztwa wokół zabójstwa Adamowicza. Reanimacja na scenie
Jedyne zakończone dotychczas śledztwo dotyczy ewentualnego nieprawidłowego przeprowadzenia reanimacji. Znany patomorfolog Leonard Gross zarzucił ratownikom medycznym, że podjęli szereg błędnych decyzji. Jak twierdzi, w pierwszej kolejności powinni „zaszyć ranę w mięśniu serca”, reanimację zaś prowadzić w szpitalu, a nie na miejscu zdarzenia.
„Uważam, że podjęcie decyzji przez zespół ratowników medycznych o reanimacji w miejscu zdarzenia trwającej 40 minut (według informacji medialnych) było błędem medycznym, który doprowadził do nieodwracalnych zmian narządowych i ogólnoustrojowych” – to fragment 3-stronnicowego pisma Grossa do prokuratury. Sugerował on, że inne postępowanie ratowników mogło radykalnie zwiększyć szansę Pawła Adamowicza na przeżycie.
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku śledztwo w tej sprawie umorzyła we wrześniu 2019 roku. Biegli ocenili, że reanimację przeprowadzono w sposób prawidłowy, zgodne z wytycznymi Rady Europy.
Źródło: polskatimes.pl || NCzas.com