Facebook i Twitter bronią w Senacie cenzury i swych uprzywilejowanych pozycji. Demokraci chcą dalszego ograniczania wolności słowa

Szef Twittera Jack Dorsey, na zdjęciu i szef Facebooka Mark Zuckerberg w czasie zdalnego przesłuchania przed Senatem bronili cenzorskich praktyk swych firm. Zdjęcie: EPA/MICHAEL REYNOLDS / POOL Dostawca: PAP/EPA.
Szef Twittera Jack Dorsey, na zdjęciu i szef Facebooka Mark Zuckerberg w czasie zdalnego przesłuchania przed Senatem bronili cenzorskich praktyk swych firm. Zdjęcie: EPA/MICHAEL REYNOLDS / POOL Dostawca: PAP/EPA.
REKLAMA

Szefowie Facebooka i Twittera, Mark Zuckerberg i Jack Dorsey, bronili we wtorek w Senacie USA cenzury zaprowadzonej w ich mediach społecznościowych. Nazywali to walka z dezinformacją. Część kongresmenów zapowiadała nałożenie regulacji na branżę.

Było to pierwsze przesłuchanie Zuckerberga i Dorseya w Senacie po amerykańskich wyborach z 3 listopada br. W kampanii oraz w trakcie przeliczania głosów Facebook i Twitter decydowały się na usuwanie lub oflagowywanie niektórych treści.

To drugie dotyczy m.in. wpisów prezydenta USA Donalda Trumpa, których nie potwierdzały władze stanowe. Trtesci, które nie podobały się były więc całkowicie blokowane, albo tez ograniczona była możliwość dystrybuowania ich. Na Twitterze wyłączano również możliwość komentowania.

REKLAMA

W centrum ponad czterogodzinnego posiedzenia komisji sprawiedliwości Senatu, w którym szefowie wielkich firm uczestniczyli zdalnie, była właśnie „polityka moderowania” wpisów przez gigantów branży mediów społecznościowych.

Republikańscy parlamentarzyści, bardziej aktywni w trakcie wtorkowego przesłuchania, zarzucają Facebookowi i Twitterowi zaprowadzanie cenzury i ograniczanie wolności wypowiedzi na tych platformach. Demokraci zaś chcą większej skuteczności w walce z „dezinformacją oraz mową nienawiści”. To oznacza, że chcą jeszcze większej cenzury

Dorsey, tłumacząc oznaczanie wpisów o wyborczych fałszerstwach, ocenił że jego firma chce informować o ich szerszym kontekście. Nie przekonało to republikańskiego senatora z Teksasu Teda Cruza, który uznał, że Twitter w ten sposób zajmuje polityczne stanowisko.

Szef Twittera przyznał, że błędem były działania firmy wobec niektórych urzędników, przypisując to „podwyższonej uwadze wobec rządowych kont”. Mike Lee, senator GOP z Indiany, ocenił, że „takie błędy” pojawiają się na tej platformie statystycznie częściej wobec osób o poglądach konserwatywnych.

Lee skrytykował Facebooka, który oznaczył jego post na temat podejrzenia oszustwa wyborczego uznając to, za coś co „brzmi bardziej jak państwowe medium ogłaszające linię partyjną, a nie neutralna firma”. Jego zdaniem taka polityka „sugeruje, że każdy kto martwi się oszustwami wyborczymi, jest szalony„. – Te obawy mogą być poza głównym nurtem w Palo Alto (siedziba wielu firm technologicznych), ale nie są poza głównym nurtem w pozostałej części Ameryki – argumentował.

Zuckerberg ocenił, że wielu pracowników Facebooka ma lewicowe poglądy. Powiedział jednak, że firma dba o to, aby polityczne preferencje nie wpływały na jej decyzje. Podkreślał, że moderatorzy treści pracują na całym świecie, a nie tylko w Kalifornii. Szef Facebooka ma racje. Cenzura jest juz powszechna na całym świecie.

Dorsey uznał natomiast, że polityczne poglądy pracowników „nie są czymś, w sprawie czego przeprowadzamy wywiady”. Zapewniał, że chociaż decyzje Twittera mogą czasami wydawać się niejasne, to firma ma za cel być jak najbardziej przejrzystą.

Zuckerberg bronił działań Facebooka w trakcie amerykańskiej kampanii wyborczej. Tymczasem Demokraci domagają się jeszcze większej cenzury i kontroli treści. Senator Chris Coons z Delaware chce całkoitej kontroli wypowiedzi na temat globalnego ocieplenia. Sprowadza sie to cozywiście do cenzurowania wszytskiego na ten temat i blokowania jakichkolwiek tresci, które podwazaja globalne ocieplenie.

Zarówno Demokraci jak i Republikanie, w tym szef komisji Lindsey Graham z GOP, zapowiadają, że powrócą do sprawy i zamierzają wprowadzić zmiany do tzw. Sekcji 230. amerykańskiej ustawy telekomunikacyjnej (ang. Communications Decency Act). Prawo to chroni serwisy internetowe przed procesami sądowymi za treści zamieszczane przez użytkowników.

Serwisy społecznościowe mają takie przywieje jak spółki infrastrukturalne, czy np. poczta, która nie odpowiada za treść przesyłanych listów. Tymczasem zachowują się jak wydawcy – redagują treści, decydują co może się ukazać, a co nie, cenzurują i nie ponoszą z tego tytułu żadnej odpowiedzialności.

Od tego co się stanie w USA w dużej mierze zależy zakres wolności słowa także w Polsce. Amerykańskie koncerny już bez żadnego skrepowania zaprowadzają w Polsce cenzurę przy całkowitej bierności rządu PiS. Przesłuchania w Senacie rozpoczęły się zbyt późno. Jeśli zostanie ostatecznie potwierdzone zwycięstwo Bidena w wyborach prezydenckich, to w USA nie będzie siły politycznej, która powstrzyma nadchodzące reżimy tzw. liberałów i wielkich korporacji.

Korwin-Mikke, Sommer i „Najwyższy CZAS!” pod ostrzałem. YouTube, Facebook i Twitter wzięli się za prawicowe konta

REKLAMA