100 dni od zamknięcia branży gastronomicznej na „dwa tygodnie”. Końca gehenny nie widać

Protest branży gastronomicznej/Kielce/Fot. Twitter
Protest branży gastronomicznej/Kielce/Fot. Twitter
REKLAMA

Równo 100 dni temu rząd zamknął branżę gastronomiczną w imię walki z koronawirusem. Oczywiście na dwa tygodnie. Trwa dramat przedsiębiorców.

Od 24 października gastronomia funkcjonuje w Polsce w bardzo ograniczonej formie – jedzenie i napoje mogą być sprzedawane jedynie na wynos i w dowozie. Oficjalnie.

Podczas ogłaszania restrykcji premier Mateusz Morawiecki informował, że taka sytuacja potrwa dwa tygodnie. Z możliwością przedłużenia. I z tej furtki rząd ochoczo korzysta, co chwilę przedłuża obostrzenia o kolejne dwa tygodnie.

REKLAMA

Aktualnie branża gastronomiczna ma być zamknięta przynajmniej do 14 lutego, a potem… się zobaczy. Niewiele wiadomo. Patrząc jednak na działania rządu i sposób komunikacji, chyba nikt już nie ma złudzeń, że zakaz działalności potrwa znacznie dłużej niż „jeszcze tylko” dwa tygodnie. Kolejne kraje przedłużają lockdown i można być niemal pewnym, że Polska ponownie skopiuje zachodnie rozwiązania.

W listopadzie, podczas kolejnego przedłużania restrykcji o dwa tygodnie, rząd przedstawił piękne kolorowe wykresy. Decydenci tłumaczyli, jakich kroków można się spodziewać przy tylu i tylu zakażeniach. Pogadali, rzucili kilkoma sloganami, w tym o 100 dniach solidarności, podlali propagandą i tyle z planów pozostało.

Progi etapów bezpieczeństwa.
Progi etapów bezpieczeństwa.
Progi etapów bezpieczeństwa.
Progi etapów bezpieczeństwa.

Zgodnie z przyjętymi założeniami, od 26 grudnia cała Polska niezmiennie powinna znajdować się w strefie żółtej (a niektóre województwa nawet w strefie zielonej). A to oznaczałoby między innymi:

  • dostępne wydarzenia kulturalne, kina, teatry itd. (25 proc. publiczności),
  • wesela, uroczystości – dozwolone do 50 osób,
  • otwarte hotele,
  • otwarte siłownie, kluby fitness, baseny (z limitami),
  • gastronomia działa w godz. 6-21.

Tak się jednak nie stało. W międzyczasie rząd kolejny raz zmienił zasady gry i tym samym pokazał, że wszelkimi zapowiedziami władzy można sobie co najwyżej podetrzeć to i owo. I absolutnie na ich podstawie nie powinno się planować czegokolwiek w ujęciu długoterminowym. Co więcej, od 28 grudnia jesteśmy de facto w strefie czarnej. Zależy którego ministra posłuchać, mamy albo narodową kwarantannę, albo etap odpowiedzialności z rozszerzonymi restrykcjami. Zwał, jak zwał. Fakty są takie, że mamy twardy lockdown.

Czytaj także: Restauracja Magdy Gessler otworzyła się mimo zakazu. Może mieć kłopoty. Słynna restauratorka komentuje obywatelskie nieposłuszeństwo [VIDEO]

Przedsiębiorcy pozbyli się już wszelkich złudzeń i biorą sprawy w swoje ręce. Od kilku tygodni obserwujemy w Polsce falę obywatelskiego nieposłuszeństwa. Mamy akcję Góralskie Veto, Bałtyckie Veto, Jurajskie Veto czy wreszcie #otwieraMY.

Nie patrząc na obostrzenia, przedsiębiorcy otwierają swoje biznesy i rozpoczynają brutalną walkę o przetrwanie. Mowa o tych, którzy jeszcze mają o co walczyć, bo część w międzyczasie zbankrutowała. Na potrzeby telewizyjnego spektaklu rząd zapewnia o pomocy, o tarczach antykryzysowych, ale praktyka pokazuje, że na łaskę rządu mogą liczyć nieliczni. Reszta została brutalnie odcięta od możliwości pracy, zarobku i nie dostanie żadnego odszkodowania.

31 stycznia mija 100 dni od zamknięcia branży gastronomicznej czy kulturalnej (hotelarska została zamknięta nieco później) na legendarne już „dwa tygodnie”. Końca gehenny nie widać.

Czytaj także: Jak się obchodzi obostrzenia. Mentzen: „Ludzie się buntują i mają rację”

#otwieraMY Polskę. Powstała interaktywna mapa. Sprawdź, kto już działa

REKLAMA