Kiedy socjalizm wejdzie za mocno. Prof. Matyja chce urzędowych cen masek

Prof. Andrzej Matyja. / foto: YouTube
REKLAMA

Prof. Andrzej Matyja zabłysnął, apelując o wprowadzenie urzędowych cen na maseczki. To oczywiście pomysł absurdalny, który musi się skończyć katastrofą.

Prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, był gościem radia Zet, gdzie komentował wprowadzony od soboty obowiązek stosowania masek, a zakaz zakrywania ust i nosa przy pomocy szalika, chusty czy komina.

Przyłbice i „pseudomaski” to „pseudoochrona”. Przyłbica to żaden filtr – mówił prof. Matyja. Jego zdaniem istnieje konieczność stosowania masek filtrujących. Obowiązek stosowania tego typu masek obowiązuje w niektórych państwach europejskich.

REKLAMA

Jeżeli wprowadza się nakaz noszenia właściwych masek filtrujących, to powinno się równocześnie zabezpieczyć możliwość nabycia takich maseczek. Nie tylko w przypadku maseczek, ale też wszystkich środków bezpieczeństwa powinny być ceny urzędowe – palnął profesor.

Palnął, bo mimo zapewne dobrych chęci, jego pomysł spowodowałby tragiczne konsekwencje. Podobne dyskusje pojawiały się już na początku mniemanej pandemii, kiedy pojawiały się głosy krytyki wobec „chciwych” przedsiębiorców, którzy podnieśli ceny masek.

Kolejna runda tych samych tłumaczeń. Wielkanoc w lockdownie, byśmy mogli spotkać się na Boże Narodzenie

W praktyce jednak jest to zjawisko bardzo pozytywne. W obliczu nagłych zmian i sytuacji kryzysowej wolny rynek sprawdza się najlepiej. I o ile ktoś zakwestionuje istnienie sytuacji kryzysowej, o tyle każdy przyzna, że nakaz noszenia masek został wprowadzony z kilkudniowym wyprzedzeniem, a więc nagle.

„Sprawiedliwa cena”

Sam mechanizm podnoszenia cen przez sprzedawców w sytuacji kryzysowej świetnie nakreślił Thomasa E. Woods w swej książce „Kościół a wolny rynek”. Jeden z rozdziałów poświęcił „sprawiedliwej cenie”.

Załóżmy, iż mamy do czynienia z sytuacją kryzysową, jaką jest epidemia, a rząd wprowadza niemal z dnia na dzień nakaz stosowania masek filtrujących. Ich cena naturalnie musi wzrosnąć, ze względu na to że w krótkim czasie po urzędowej zmianie nie pojawiają się żadne nowe dostawy masek.

Wyższe ceny, które zazwyczaj towarzyszą takim katastrofom mają zbawienny skutek: zachęcają ludzi do jak najoszczędniejszego gospodarowania zasobami, na które w danej chwili jest największe zapotrzebowanie – tłumaczy ekonomista Thomas E. Woods.

Ustalenie cen urzędowych na maski, co postuluje prof. Matyja, spowodowałoby że ludzie mogliby sobie pozwolić na zakup dużej ilości sztuk na zapas, np. panikując po zbyt długim oglądaniu telewizji.

Spowodowałoby to oczywiście w obliczu ograniczonych zasobów, że tylko pierwsi, często więc silniejsi i szybsi, mogliby nabyć maski w nadmiernej ilości, a dla pozostałych by ich nie starczyło.

Oczywiście tu socjalizm znów bohatersko walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju i po ustaleniu urzędowej ceny, wprowadza np. reglamentację liczby sztuk masek na osobę.

Sytuacja ta powinna zostać rozwiązana w sposób rynkowy. W przypadku nawet zdecydowanego wzrostu cen, część osób zdecyduje się na bardziej roztropne działanie i zakup przykładowo jednej lub kilku sztuk, zamiast kilkudziesięciu.

Kontrola cen nie tylko zmniejsza ilość dobra, jaką producenci zaoferują na sprzedaż, ale wobec braku dyscypliny narzuconego wysokimi cenami ten ograniczony zasób dóbr zdobędą ci, którzy pojawią się w sklepach jako pierwsi – ci zaś nie będą mieli żadnego bodźca, aby ograniczyć zakupy do niezbędnego minimum – podsumowuje Woods.

REKLAMA