Odparł wszystkie ataki UPA. Henryk Cybulski – zapomniany bohater i obrońca

Henryk Cybulski, obrońca Przebraża.
Dowództwo samoobrony w Przebrażu, siedzą od lewej Albert Wasilewski, Ludwik Malinowski, Henryk Cybulski, za nimi stoją R. Wolak „Szczapa” i J. Wojtuluk z ochrony L. Malinowskiego, ze zb. Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Wołyń. (Fot. IPN.GOV.PL)
REKLAMA

50 lat temu, 12 marca 1971 roku, zmarł w Lublinie Henryk Cybulski „Harry”, komendant wojskowy samoobrony w Przebrażu, która jako jedna z nielicznych odparła wszystkie ataki UPA, nie dopuszczając do wymordowania kilkunastu tysięcy ludzi, którzy się w tej miejscowości schronili! Znakomicie uzupełnił on działalność cywilnego komendanta Przebraża, Ludwika Malinowskiego, który odpowiadał za całokształt spraw związanych z funkcjonowaniem ośrodka. Ludzi, którzy się w nim schronili, trzeba było przecież zakwaterować, nakarmić, leczyć, odziać. Sprawy wojskowe były jednak najważniejsze. Cybulski musiał od podstaw stworzyć siłę zbrojną tej małej republiki, organizując najpierw cztery plutony, a później cztery kompanie, czyli batalion partyzanckiego wojska. Wokół Przebraża trzeba było utworzyć też system obrony złożony z okopów, zasieków, które byłyby w stanie zatrzymać wściekłe ataki żądnych krwi rezunów z UPA. Cybulski sprostał tym wszystkim wyzwaniom. Stworzył z Ludwikiem Malinowskim tandem, któremu tysiące ludzi zawdzięcza życie.

Henryk Cybulski, stając do walki z UPA, bronił rodzinnej ziemi. Urodził się bowiem we wsi Dermanka koło Przebraża w 1910 roku, w wielodzietnej rodzinie chłopskiej. Miał dziewięcioro rodzeństwa. Rodzice nie byli w stanie mu pomóc. Musiał przebijać się sam przez życie. Ukończył Szkołę Rolniczo-Leśną w Białokrynicy, należącą do Liceum Krzemienieckiego, którą ukończyło wielu leśników zarządzających lasami Wołynia.

REKLAMA

W wieku 16 lat zaczął aktywnie uprawiać strzelectwo, wykorzystując otrzymany od ojca na imieniny belgijski flower. Szybko zaczął odnosić sukcesy, zwłaszcza gdy został powołany do służby wojskowej. Największe sukcesy odniósł jednak w biegach na 1500 m i biegach przełajowych. Był czołowym zawodnikiem Klubu Sportowego Przysposobienia Wojskowego Leśników w Łucku.

Od pierwszych startów został bezkonkurencyjnym mistrzem okręgu wołyńskiego. Dzięki swojemu sportowemu zaangażowaniu Cybulski otrzymał pracę leśniczego w Nadleśnictwie Kiwerce w 1937 roku, a o pracę na Wołyniu bynajmniej nie było łatwo. Zaznaczyć trzeba, że wcześniej odbył służbę wojskową. Ukończył szkołę podoficerską, uzyskując stopień plutonowego. Umiejętności nabyte w wojsku przydały mu się później przy tworzeniu obrony Przebraża.

Ucieczka z Sybiru

W wojnie obronnej w 1939 roku Henryk Cybulski nie wziął udziału. Nie został zmobilizowany. Po wkroczeniu Sowietów na Wołyń 17 września 1939 roku dalej pracował jako leśniczy. W lutym 1940 roku, jak większość polskich leśników, został deportowany na daleką północ europejskiej części Rosji, do obwodu archangielskiego. Udało mu się jednak zbiec z zesłania i wrócić na Wołyń.

Musiał się jednak ukrywać, szukając zatrudnienia u bogatszych gospodarzy. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej wrócił do zawodu, zostając leśniczym w Karasinie koło Maniewicz. Tu otarł się o struktury Polskiego Państwa Podziemnego oraz o partyzantkę sowiecką, dowodzoną w tym rejonie przez Polaka Józefa Sobiesiaka „Maksa” i składającą się w znacznej części z Polaków. Do Armii Krajowej Cybulski wstąpił na początku maja 1943 roku. Został zaprzysiężony przez Inspektora AK w Łucku Leopolda Świklę. Gdy 20 kwietnia 1943 roku Henryk Cybulski przybył do Przebraża, zalążki samoobrony były już zorganizowane.

Główną jej siłę stanowił pluton skoszarowany w szkole w Przebrażu. Miała ona też już swojego dowódcę w postaci ogniomistrza Zygmunta Nesterowicza. Szybko jednak zrezygnował on z tego stanowiska. Był już bowiem w podeszłym wieku. Przypuszczać można, że za kandydaturą Cybulskiego opowiadał się inspektor Leopold Świkla, który widział w nim człowieka dynamicznego, a zarazem potrafiącego dogadać się z ludźmi. Cybulski był człowiekiem spokojnym i opanowanym, nie podnoszącym głosu. Świkla mianował go porucznikiem i skierował do Przebraża. Inspektor wiedząc, że miał on kontakty z sowiecką partyzantką, liczył też zapewne, że Cybulski będzie się z nią potrafił dogadać i wykorzystać do obrony ludności polskiej. Cybulski istotnie nie miał, mimo zesłania, żadnych antysowieckich uprzedzeń. 8 maja 1943 roku zaczął formalnie wydawać rozkazy jako wojskowy komendant Przebraża. Zorganizował sztab, służby wywiadu i kontrwywiadu. Przystąpił do rozbudowy „sił zbrojnych”, organizując cztery plutony.

Gorączkowe szukanie broni

Uruchomiono też rusznikarnię i ogłoszono obowiązek zdawania wszelkiej posiadanej broni. Wszystko, co strzelało, miało być użyte do obrony. Dzięki temu bardzo szybko Przebraże miało już dosyć broni dla utworzenia batalionu. Cybulski od początku narzucił swym podwładnym surową dyscyplinę. We wszystkich kompaniach obowiązywał regulamin służby wewnętrznej, czyli rozkład dnia, porządek, zbiórki, musztra, meldowanie się, podawanie komend i oddawanie honorów. Nawet brat Cybulskiego, Władysław, wchodząc do jego kancelarii, prężył się na baczność i strzelał obcasami! Dawał przykład młodym, że brat czy swat, a służba służbą! Każdy wstępujący do oddziałów był prześwietlany przez kontrwywiad. Cybulski bał się, by UPA nie nawsadzało do jego oddziałów swoich konfidentów. Każdy kandydat był poddany na wstępie „śledztwu”. Pytano go, co dotychczas robił, skąd pochodzi, gdzie znajduje się jego rodzina itp. Po takim egzaminie był warunkowo przyjmowany do oddziału, gdzie przez jakiś czas był obserwowany.

Jednocześnie stale wzmacniano system obrony wokół Przebraża. Budowano nowe zasieki, okopy, bunkry drewniano-ziemne, stanowiska ogniowe. Wykorzystywano pozostawiony przez Sowietów drut kolczasty. Przebraska twierdza się rozrastała i zaczęła przypominać minipaństewko. Codziennie napływały do niej kolejne tłumy uchodźców z mordowanych okolicznych polskich wsi.

Od 5 czerwca 1943 roku obrońcy Przebraża zaczęli robić wyprawy do osad dalej położonych, gdzie przebywała ludność, którą trzeba było ewakuować. Z Kołek przeprowadzono do Przebraża 3 tysiące ludzi, którym po opuszczeniu Kołek przez Niemców groziło wymordowanie. Wtedy liczba osób zgromadzonych w ośrodku samoobrony sięgnęła 18 tysięcy! Wymordowanie tak dużej liczby w jednym miejscu stanowiło nie byle gratkę dla UPA. Ściągała ona siły, by wymordować tak duże skupisko polskiej ludności. W nocy z 4 na 5 lipca 1943 roku jej oddziały uderzyły po raz pierwszy. Ukraińcy uderzyli na wszystkie wsie, kolonie i przysiółki znajdujące się wokół Przebraża. O wyznaczonej godzinie otoczyło je morze ognia. Kto z mieszkańców nie zdołał uciec do Przebraża, ten zginął na miejscu i często w męczarniach. Banderowcy liczyli, że ich atak wywoła popłoch i panikę wśród ludności cywilnej zgromadzonej w Przebrażu, która sparaliżuje działalność jego obrońców i umożliwi upowcom wdarcie się na jego teren i rozpoczęcie rzezi. Z punktu widzenia uciekinierów, którzy mieli za sobą najczęściej pogromy swych miejscowości, sytuacja wyglądała groźnie.

CZYTAJ TAKŻE: Komuniści przyszli po niego w Wigilię. W oficjalną wersję śmierci nikt nie wierzy

Chcieli wbić klin

O trzeciej rano banderowcy rozpoczęli atak, starając się wbić klin w linię obrony, likwidując placówkę samoobrony w Zagajniku. Mieszkańcy tej kolonii uciekli w panice do Zbaraża, wywołując efekt spodziewany przez banderowców. Henryk Cybulski na czele plutonu obwodowego ruszył na Zagajnik, wypierając z niego banderowców. Na odcinku Jaźwin obrońcy nie pozwolili banderowcom wbić klina, odpierając ich ataki. W innych miejscach banderowcy też próbowali szczęścia, prowadząc typowe rozpoznanie bojem, ale zostali odparci. Ich główne siły, liczące około tysiąca ludzi, ostatecznie nie zostały użyte. Banderowcy ograniczyli swój atak do spalenia tych wsi koło Przebraża i wymordowania ich kilkuset mieszkańców.

Napad UPA odsłonił braki w dotychczasowym systemie obrony Przebraża. Henryk Cybulski ze swoim sztabem po dokonaniu analizy polecił je natychmiast usunąć. Polegało to na zwiększeniu liczby ziemno-drzewnych bunkrów, pogłębieniu okopów i wzmocnieniu zasieków. Wzmocniono też odcinek obrony na linii Jaromel-Zofiówka, uznając, że jest on najbardziej zagrożony. Cybulski zalecił też częste patrolowanie przedpola.

Uznając, że najlepszą obroną jest atak, komendant Cybulski postanowił zorganizować uderzenie na Trościaniec. Była to duża ukraińska wieś, odległa o 7 km, w której mieściła się podoficerska szkoła UPA, wykorzystująca budynki szkoły rolniczej i siedzibę urzędu gminy. Był to miez, wiszący nad Przebrażem, który należało bezwzględnie zniszczyć. Cybulski słusznie zakładał, że udany atak na Trościaniec podniesie też morale zarówno obrońców, jak i uciekinierów, którzy schronili się w Przebrażu. Jego przewidywania okazały się słuszne. Atak okazał się sukcesem i spełniał oczekiwania. Obrońcy pokazali, że nie boją się UPA i tanio skóry nie sprzedadzą. Cybulski, by to potwierdzić, postanowił zrobić jeszcze jeden wypad na wysuniętą placówkę UPA w Jaromli, stale zagrażającej placówce samoobrony w Zagajniku. Ten prewencyjny atak zakończył się również całkowitym sukcesem. Obrońcy Przebraża wygrali też z UPA bitwę o zboże, umożliwiając Polakom z ośrodka samoobrony przeprowadzenie akcji żniwnej, czyli zebranie zboża z pól. W rejonie Chmielówki starcie z UPA rozciągnęło się na kilka kilometrów, zamieniając się w prawdziwą bitwę. Cybulski rzucił do boju wszystkie rezerwy i bitwa została wygrana. Henryk Cybulski starał się utrzymywać kontakty z partyzantami sowieckimi, co bynajmniej nie było łatwe.

CZYTAJ TAKŻE: Mordercy Wyklętych. Oto kaci polskich patriotów

„Dlaczego Niemcy nas tolerują”

On sam skomentował to następująco: „Stosunki z partyzantami radzieckimi zaciemniała stale pewna doza nieufności i rezerwy. Dla dowódców radzieckich było niejasne, dlaczego Niemcy nas tolerują, początkowo podejrzewali nas nawet o współpracę z Niemcami. Później przekonali się, że tak nie było, że musieliśmy ze względu na bezbronną ludność unikać zadrażnień z władzami okupacyjnymi”. Cybulski starał się pielęgnować stosunki z partyzantami sowieckimi, wiedząc, że mają wspólnego wroga, czyli UPA. Zakładał, jako przewidujący dowódca, że jeszcze raz spróbuje ona wziąć Przebraże. Casus Huty Pieniackiej, z której część uchodźców schroniła się w Przebrażu, wyraźnie sugerował, że Ukraińcy jeszcze uderzą. W takiej perspektywie Cybulski wolał mieć partyzantów sowieckich po swojej stronie.

W sierpniu 1943 roku wywiad doniósł Cybulskiemu, że UPA gromadzi poważne siły, żeby ostatecznie rozprawić się z Przebrażem. Do ataku zostało ściągniętych około 6 tys. członków UPA, w tym należących do najlepszych sotni. Ponadto spędzono około 6 tys. chłopów, tzw. siekierników, którzy po likwidacji polskiego oporu mieli zająć się mordowaniem ludności cywilnej i rabunkiem zgromadzonego w Przebrażu mienia. By podniecić wyobraźnię rezunów, rozpuszczono wśród nich wieści o skarbach zebranych przez Polaków w ośrodku samoobrony. UPA, by przełamać opór Polaków, zgromadziła 66 cekaemów, 26 erkaemów, 17 miotaczy min i dwa działa. Atak planowała rozpocząć 30 sierpnia o 4.45, uderzając z wielu kierunków, by zmęczyć obrońców. Generalny atak miał się rozpocząć dopiero o 15.00. Do tego czasu UPA planowała wbić kliny w linie obrony od strony zachodniej. Generalny szturm miał być wyprowadzony ze wschodu i zakończyć się likwidacją bazy samoobrony i wymordowaniem ludności cywilnej.

Przebraże oczekiwało ataku ze zmodernizowanym przez Cybulskiego systemem obrony i czterema kompaniami liczącymi po 200 ludzi oraz piątą kompanią odwodową i oddziałem kawalerzystów. Cybulski zawarł też porozumienie o wzajemnej pomocy z oddziałem partyzantki radzieckiej Prokopiuka. W pobliżu stacjonował też oddział AK por. Rerutki „Drzazgi”.


POLECAMY BIBLIOTECE WOLNOŚCI


Największa klęska UPA

Gdy UPA ruszyła do ataku z trzech kierunków, starając się zmęczyć obrońców, ale nie podejmując generalnego ataku, Cybulski wydedukował, skąd może się go spodziewać. Porozumiał się z Prokopiukiem, by ten uderzył od wschodu na tyły przeciwnika, jak tylko przystąpi on do głównego ataku. Było to mistrzowskie posuniecie, którego Ukraińcy w ogóle się nie spodziewali. Sowieckie ciężkie karabiny maszynowe zrobiły ogromne spustoszenie w szeregach upowców. W ich szeregach zapanowały chaos i panika. Próbowali się wycofać, ale na ich drodze stanęli oprócz kawalerzystów Prokopiuka także kawalerzyści z Przebraża i oddział AK „Drzazgi”. Ukraińcy w panice zaczęli uciekać, zostawiając na polu walki ponad 400 zabitych. W ręce obrońców Przebraża wpadło też 17 CKM-ów, sześć RKM-ów i sześć miotaczy min. Była to największa i wciąż za mało podkreślana klęska UPA poniesiona w walce z polskim ruchem oporu.

Takich strat UPA nie poniosła w żadnym boju. Henryk Cybulski udowodnił, że w pełni zasłużył na stopień oficerski. Nie była to jego ostatnia wygrana bitwa z UPA. Oddziały z Przebraża stopniowo zlikwidowały wszystkie znajdujące się w pobliżu bazy UPA. Na dwa tygodnie przed wkroczeniem Sowietów w styczniu 1944 roku Cybulski przeprowadził ewakuację z Ołyki do Przebraża 1500 osób z tamtejszej bazy samoobrony. Dzięki takim ludziom jak Henryk Cybulski ocalało kilkanaście tysięcy ludzi, których Ukraińcy chcieli wymordować. Cybulski znakomicie wypełnił swoje zadanie. Jego losy później, tak jak wszystkich Wołyniaków, układały się różnie. To już jednak temat na inną opowieść.

Marek A. Koprowski


Najwyższy Czas - tygodnik konserwatywno-liberalny.

REKLAMA