Dr Bodnar: Amantadyna? Byłaby to rewelacja światowa [WYWIAD]

lek na koronawirusa/Na całym świecie trwają zaawansowane poszukiwania leku na COVID-19. Foto: Pixabay
Lek na koronawirusa/Obrazek ilustracyjny/Foto: Pixabay
REKLAMA

Dzwonił do mnie ostatnio kolega, ordynator oddziału, który zapytał pośród lekarzy w szpitalu, co sądzą o amantadynie. Wielu powiedziało, że się nią leczyło lub ich bliscy się leczyli. Sytuacja jest znana lekarzom, aczkolwiek nie publikowana. Nie każdy chce się tak wychylić jak ja – mówi o amantadynie w rozmowie z „Najwyższym Czasem!” dr Włodzimierz Bodnar.

Rafał Pazio: Właściwie to Pan był tym, który wyjaśnił Polakom, czym jest amantadyna. Dziś rząd rekomenduje szczepionkę, ale nie mamy żadnej rekomendacji leczenia. Polacy nie mają wyboru. Czy testy dotyczące amantadyny, jako leku na COVID-19, są nadal prowadzone?

Dr Włodzimierz Bodnar: Miejmy nadzieję, że drugi ośrodek mający prowadzić badania podpisze umowę. Staram się, żeby powstał ośrodek z prawdziwego zdarzenia. Jesteśmy bliscy osiągnięcia celu. Rozmawialiśmy w tej sprawie w ministerstwie. Osobiście amantadynę przebadałem doskonale. Sprawdza się świetnie w pierwszej, drugiej, a także w trzeciej fazie choroby. Spływają do mnie informacje z całej Polski dotyczące leczenia amantadyną. Z tego powodu mam największy przegląd sytuacji w całym kraju, bazę dostępu do informacji. To są moje może przedwczesne spostrzeżenia, ale zauważyłem jedną rzecz. Pacjent w trzeciej fazie choroby, dosyć ciężki stan, pod tlenem. Wszyscy w takiej sytuacji bali się połączenia dwóch leków przeciwwirusowych, czyli remdesiviru i amantadyny. Twierdziłem, że te leki nie powinny z sobą kolidować. Ostatnio otrzymałem informację od kilku pacjentów, którzy szukali pomocy. Okazało się, że wdrożenie amantadyny w trzecim etapie, równocześnie z remdesivirem daje generalnie tzw. odbicie u pacjentów, czyli znaczną poprawę stanu zdrowia w krótkim czasie. Być może to są przedwczesne moje obserwacje, ale prawdopodobnie tak jest.

REKLAMA

Mało tego. Remdesivir był za słabym lekiem w COVID-19, a w połączeniu z amantadyną – i odwrotnie – dają prawdopodobnie niesamowite efekty w bardzo zaawansowanej chorobie. Nigdzie o tym jeszcze nie mówiłem. Być może przedwcześnie, być może są to moje własne spostrzeżenia, ale pojawił się ciekawy problem do omówienia i rozważenia. Nie kwestionuję szczepionki. Także szczepię w przychodni. Każdy człowiek ma prawo wyboru i nie można tego odbierać, gdyż wielu pacjentów ma zaufanie do szczepionki. Postępuję zawsze zgodnie z etyką lekarską. Nie mam doniesień o jakiejś toksyczności szczepionki. Faktem jest jednak, że nie mamy przebadanej tzw. czwartej fazy (pozwala na ocenę szczepionki w odniesieniu do dużych populacji i w długim okresie – dop. Red.). To się dopiero okaże, czy będą następstwa. Nie mnie to komentować, znajdować za i przeciw. To nie moja rola jako leczącego lekarza.

Czy istnieje szansa, że amantadyna będzie oficjalnie dopuszczona w ciągu dni, tygodni jako lek na COVID-19?

Ma i powinna mieć szansę. Gdyby się potwierdzały w kolejnych przypadkach moje ostatnie spostrzeżenia, byłaby to rewelacja światowa pod każdym względem. Wtedy mielibyśmy możliwość stosowania amantadyny na każdym etapie – czy samej, czy w powiązaniu z innymi lekami tego typu. Leczenie mogłoby być na każdym etapie skuteczne. Pacjent nie trafia wtedy pod respirator, gdzie pojawia się zasada ruletki. Przeżyje lub nie przeżyje. Ma zdolność adaptacji czy nie. Czasami niewiele możemy zrobić na krawędzi życia i śmierci. Respirator może podtrzymać życie lub nie. Ale pamiętajmy, że pod respiratorem ludzie umierali nie tylko na COVID-19.

Kolportowane są jednak wypowiedzi, że amantadyna jest groźna, że ludzie po amantadynie trafiają do szpitala. Czy w obliczu takich stwierdzeń jest jeszcze szansa na szersze rozpowszechnienie leczenia amantadyną?

Jeżeli dajemy lek, który działa na wirusa, a nie będziemy w ogóle leczyć powikłań, same powikłania staną się niebezpieczne. Mogą być nawet śmiertelne. Jeżeli amantadyną wyhamujemy wirusa, a ktoś nie będzie leczył ciężkich powikłań, np. zapalenia płuc, człowiek może umrzeć. Przed amantadyną ludzie też umierali z powodu zapalenia płuc. Amantadyna nie jest lekiem na wszystko. Gdy stosuje się amantadynę i prawidłowo leczy powikłania, nie ma żadnych problemów z szybkim wyzdrowieniem pacjenta. Prowadzę analizę sytuacji na podstawie danych z całej Polski, z miejsc, gdzie leczy się amantadyną. Cieszą mnie zwłaszcza spostrzeżenia od pacjentów z trzech szpitali. Doszły do mnie informacje o stosowaniu dwóch leków, które miały wchodzić z sobą w interakcje. Okazuje się, że taka metoda leczenia się sprawdza i ma szanse stać się rewelacją.

CZYTAJ TAKŻE: Tak się leczy COVID-19. Mój personel nie boi się

W jednej z wypowiedzi poruszył Pan taką kwestię, że lockdown powoduje zanik klasy średniej. Szerszy dostęp do leczenia pozwoliłby na przywrócenie w pełni życia gospodarczego.

Oczywiście. Proponuję leczenie COVID-19. Tysiące ludzi się leczy i mało tego, np. w Anglii dopuszcza się dwa leki na podstawie obserwacji pacjentów. Obserwuję wielkie zainteresowanie leczeniem. Pytają mnie, czemu nie badam amantadyny. Nie spełniam wymogów. Nie mam zaplecza medycznego, klinicznego do badań. Jeszcze w październiku mówiłem, że czas negacji się skończył. Wzywałem do badań amantadyny jasno i wyraźnie. Wydawałoby się to takie proste. Niestety nie było takiego odzewu, jakiego bym oczekiwał. Obecnie mamy koniec stycznia i badania mają w końcu teraz ruszyć.

Pan leczy amantadyną chorych na COVID-19. Do której znanej choroby można to porównać?

COVID-19 to choroba wirusowa. Częściowo można ją porównać do grypy. Jedna i druga daje powikłania. Przebiegi są różne. Grypę leczyło się prościej i nie dawała tak szybkich powikłań jak COVID-19. Nie chodzi tu teraz o dokładne analizy, ilu ludzi umiera na grypę, ilu z powodu zakażenia SARS-CoV-2. COVID-19 jest mocniejszy, gorzej się leczy, a powikłania są częstsze. Jeżeli chodzi o same powikłania – czy to będzie zapalenie płuc po grypie, czy po COVID-19 – to trzeba podjąć sprawdzone działania. COVID-19 w zupełności da się leczyć, choć jest trudniejszą chorobą. Mamy na świecie bardziej śmiertelne choroby, takie jak ebola, AIDS – i świat próbuje się z nimi zmierzyć, chociaż przy mniejszej zakaźności. Obecnie mamy taką sytuację, która być może przerosła niektórych. Przerosła ich obawą i lękiem.

Dlatego może wiele osób bało się podjąć ryzyko, jakie ja podjąłem, czyli leczenia choroby, którą – jak się okazało – w zupełności da się leczyć. Nie ma z tym trudności. Nie doprowadzając pacjenta do stanu krańcowego (czyli ostatniej fazy choroby), praktycznie wszystkich da się uratować. Dodatkowo przy amantadynie nie spotykam powikłań pocovidowych. Bez leczenia amantadyną u wielu osób, często młodych lub w średnim wieku, którzy przechorowali lekko lub średnio, powikłania występują od dwóch tygodni nawet do trzech miesięcy. Są to objawy neurologiczne, płucne (w tym nieodwracalne włóknienie), nerwobóle, nerkowe czy inne. Tego typu sprawy pokazują się coraz częściej. Przez działanie amantadyny skraca się obecność wirusa w organizmie. Im dłużej wirus pozostaje, tym więcej powikłań czy następstw może powstać. Trudne do leczenia stają się zespoły immunologiczne, które przeradzają się w stany przewlekłe. Dają dziwne i ciężko leczące się reakcje. Obecnie nie ma żadnych schematów leczenia w tym zakresie.

Czy na rynku pojawiło się obecnie więcej amantadyny? Pod koniec 2020 roku mówił Pan, że leku jest bardzo mało.

Nadal jest bardzo mało. W Przemyślu nie ma leku od 14 dni. Ludzie przywożą z różnych części Europy, z Niemiec, Francji, Ukrainy, Rosji, Czech. W Szczecinie są osoby, które jeżdżą i społecznie przywożą większe ilości dla ludzi, którzy są w potrzebie. Ludzie pomagają sobie na wielką skalę. Tysiące Polaków leczy się amantadyną. Jeszcze nigdy nie było u nas, w żadnej chorobie zakaźnej, takiego sposobu leczenia, którego się nie chce uznać. Dowody są tak widoczne i tylu jest ludzi, którzy mogą zaświadczyć o efektach. Mamy grupę zaangażowanych lekarzy, ale część nie chce się ujawniać. Nie mówię tutaj o garstce profesorów, którzy mają różne stanowiska w tej sprawie, czasami bezzasadne. Nie walczę z nikim, z żadnym profesorem, ale jeśli ktoś mnie neguje, nie pozwolę sobie, żeby niweczyć moje doświadczenia, przekonania i dorobek. Nigdy nie promowałem żadnego leku. Jestem trzeźwo myślący. Jestem człowiekiem analitycznym, skończyłem profil matematyczno-fizyczny. Umysł mam ścisły i analizuję wszystkie przypadki, które mogą pomóc człowiekowi, ratując zdrowie i życie.

POLECAMY BIBLIOTECE WOLNOŚCI

Czy przeciętny pacjent, gdzieś w Polsce, w swojej przychodni, ma szansę na rozpoczęcie leczenia amantadyną?

Nie wiem. Są ośrodki, które przepisują ten lek. Wiele nie przepisuje na zasadzie: „nie, bo nie”. Nie wiem, z czego to wynika – czy z niechęci, czy ze strachu, czy z braku obowiązku.

Czy ma Pan poczucie wsparcia ze strony środowiska medycznego?

Są różne odzewy. Dzwonił do mnie ostatnio kolega, ordynator oddziału, który zapytał pośród lekarzy w szpitalu, co sądzą o amantadynie. Wielu powiedziało, że się nią leczyło lub ich bliscy się leczyli. Sytuacja jest znana lekarzom, aczkolwiek nie publikowana. Nie każdy chce się tak wychylić jak ja. Poparcie jest, ale mało widoczne, a przez to wydaje się mało znaczące. W telewizji nie ma o tym zbyt wiele. Słowo w Polsce nierówne jest słowu. Nie mamy dostępu do mediów, ale jesteśmy z naszymi pacjentami. Mamy jednak przewagę mentalną. Każdy stosując umiejętnie leczenie, może COVID-19 wyleczyć. Gdyby leki były niesprawdzone i wprowadzalibyśmy ludzi w błąd, dawno byłbym oskarżony, że narażam życie i zdrowie wielu osób w Polsce, a tak się nie stało. Mam satysfakcję, kiedy otrzymuję informacje z wielu stron – od lekarzy, ordynatorów, profesorów i zwykłych, wdzięcznych ludzi.

A co sądzi Pan o sytuacji ze szczepionkami?

Słyszę ciągle, że jest ich za mało, że potrzeba więcej, dużo więcej. Nie chcę w tym uczestniczyć. To nie moja działka. Czasami przykro mi tylko z tego powodu, bo nigdy nie powiedziałem, że nie będę szczepił. Szanuję każdego pacjenta. Każdą jego decyzję. Pacjenci mają u mnie wybór. Jest mi jednak przykro, że pomija się moją kwestię. Można leczyć w pandemii. Robić to umiejętnie, konsekwentnie. Każdy sposób jest dobry, jeżeli prowadzi do sukcesu. Ale nie można eksponować tylko jednego pomysłu. Tak nie powinno być. Taka polityka jest błędna, skrajna. Oczekiwałbym większego konsensusu, zrozumienia. Da się wszystko pogodzić. A tu jest brak poszanowania i dyskusji. Nie jestem profesorem, rozumiem. Ale w wielu kwestiach mogę swoje tezy udowodnić, nie będąc profesorem. Wystarczy mi zwykła debata. Nie trzeba być profesorem, żeby coś udowodnić…

rozmawiał Rafał Pazio

Wywiad ukazał się w numerze 05-06 dwutygodnika „Najwyższy Czas!”. Kilka dni temu rozpoczęły się badania nad amantadyną. Więcej w poniższym artykule:

Ruszają badania nad amantadyną, po roku od czasu wszczęcia walki ze „straszną pandemią”


REKLAMA