Nadciąga katastrofa energetyczna. Testament śp. inż. Marka Zadrożniaka

Linia wysokiego napięcia. Energia elektryczna. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Pixabay
Linia wysokiego napięcia. Energia elektryczna. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Pixabay
REKLAMA

Polityka polskich władz, które posłusznie realizują szkodliwe wytyczne Unii Europejskiej, doprowadzi do zapaści systemu energetycznego w kraju.

Zmarły niedawno mgr inż. Marek Zadrożniak, absolwent Politechniki Warszawskiej, opracował raport pt. „Kompendium wiedzy o elektrowniach wiatrowych, słonecznych i węglowych”, który dosłownie miażdży energetykę ze źródeł odnawialnych w porównaniu z tradycyjną energetyką węglową. Z danych Operatora Systemu Przesyłowego Polskie Sieci Elektroenergetyczne SA wynika, że ta pierwsza jest bardzo nieefektywna, a przez to i bardzo droga.

Nieefektywność OZE

Bloki węglowe z reguły pracują na prawie 100 proc. mocy znamionowej i ze względu na bezpieczeństwo kotła nawet technicznie nie jest możliwe zejście w regulacji poniżej 50 proc. Dla przykładu: nowy blok węglowy B11 w Kozienicach o mocy 1075 MW produkuje od grudnia 2017 roku ok. 8 TWh energii elektrycznej rocznie, co daje średnią efektywną moc roczną 913 MW, a więc 85 proc. mocy zainstalowanej przy dyspozycyjności rocznej w eksploatacji rzędu 97 proc. W przypadku energetyki wiatrowej przez cały rok 2019 czas pracy z mocą (niewiele) powyżej 50 proc. mocy zainstalowanej wyniósł tylko 16,7 proc. sumarycznego czasu pracy, a z mocą poniżej 10 proc. – aż 25,9 proc. czasu. Równoważna moc ciągła z zainstalowanych źródeł wiatrowych przeliczona na uśrednioną moc godzinową dla całego roku 2019 stanowi 26,72 proc. mocy zainstalowanej. Blok węglowy jest więc 3,74 razy bardziej wydajny niż źródła wiatrowe.

REKLAMA

Co więcej, elektrownie wiatrowe są bezużyteczne w miesiącach letnich, ponieważ przez połowę tego okresu pracują poniżej 10 proc. mocy zainstalowanej. Choć przy zbyt silnym wietrze wiatraki są wyłączane ze względu na zagrożenie mechaniczne konstrukcji. W całym roku 2019 – łącznie 8760 godzin – wystąpiło tylko 19 analogicznych godzin, kiedy moc osiągnęła szczytowy poziom równy ok. 80 proc. mocy zainstalowanej, co stanowiło zaledwie 0,02 proc. czasu pracy. W zakresie ośmiomiesięcznej pracy w roku 2020 – łącznie 5831 godzin – wystąpiło tylko 76 godzin (1,3 proc. ich pracy), kiedy moc generowana przez elektrownie wiatrowe osiągnęła szczytowy poziom równy ok. 80 proc. mocy zainstalowanej. Miało to miejsce w czasie bardzo rzadkiego zjawiska pogodowego, jakim jest orkan. Jak nieefektywne są elektrownie wiatrowe, pokazuje praktyka. W Polsce mają one już 6222 MW mocy zainstalowanej, co stanowi 27,61 proc. przykładowego zapotrzebowania sięgającego 22.536 MW w czasie największych obciążeń dobowych systemu energetycznego. Niestety w pięciu letnich dniach wnosiły do systemu po 42-79 MW mocy, co stanowi… 0,19-0,35 proc. tegoż zapotrzebowania!

Efektywność wykorzystania mocy zainstalowanej w źródła fotowoltaiczne jest jeszcze gorsza niż w przypadku wiatraków i wynosi zaledwie 9,44 proc. Oznacza to, że jednemu blokowi węglowemu o mocy 1000 MW odpowiada aż 10.590 WM mocy zainstalowanej w fotowoltaice, jeśli chodzi o wyprodukowanie tej samej ilości energii rocznie. Na dodatek z powodu mikrouszkodzeń, matowienia, zabrudzenia powierzchni szklanych średnia utrata mocy w zależności od typu panelu waha się od 0,6 do 1 proc. na rok i w ciągu 20 lat eksploatacji następuje średni spadek sprawności na poziomie 35 proc., podczas gdy w elektrowniach węglowych przez cały okres ich funkcjonowania utrata mocy nie zachodzi. Co więcej, elektrownie fotowoltaiczne w miesiącach zimowych są bezużyteczne, ponieważ w okresie listopad-luty pracują na 1-10 proc. mocy zainstalowanej.

Ponadto ekstremalny wzrost temperatury o 55oC powoduje automatyczne obniżenie mocy wyjściowej paneli. Dużym problemem występującym w czasie eksploatacji paneli fotowoltaicznych jest też spadek ich mocy spowodowany chwilowym zacienieniem – np. przez spadające liście, ptasie odchody, rzucany cień (komin, drzewo), przykrycie śniegiem itp. Przy połączeniu szeregowym ogniw i paneli zacienienie tylko jednego ogniwa w całym panelu powoduje, że cały panel fotowoltaiczny będzie pracował tak jak zacieniony obszar, a prąd płynący przez panel sprowadzany jest do zredukowanego prądu płynącego przez zacienione ogniwo, w wyniku czego jego wartość spada czasami niemal do zera, a tak niedoświetlony panel szybko ulega przegrzaniu, co grozi jego uszkodzeniem.

Gigantyczne koszty

Bloki energetyczne zasilane węglem kamiennym to najtańsze, najbardziej sprawne i najbardziej trwałe jednostki wytwórcze. Czas eksploatacji jest nawet o połowę dłuższy od założeń projektowych i obecnie wiele bloków węglowych elektrowni z czasów PRL przekracza 40 lat ciągłej pracy. Tymczasem elektrownie fotowoltaiczne i wiatrowe obliczone są na maksymalnie 25 lat pracy, a bardziej realny czas to 20 lat funkcjonowania. Tylko dlatego, że dwa razy dłużej pracuje porównywalna inwestycja w blok węglowy, jest ona dwa razy tańsza. Ale to nie wszystko.

Dla energetyki węglowej, wiatraków lądowych, a także fotowoltaiki koszt inwestycyjny mocy zainstalowanej jest bardzo podobny i wynosi ok. 6 zł/W. Jednak w związku ze znacznie gorszą efektywnością na wyprodukowanie takiej samej energii jak w elektrowni węglowej moc zainstalowana w elektrowni wiatrowej musi być 3,67 razy większa, a w elektrowni fotowoltaicznej – aż 11,15 razy większa. To przekłada się na taki sam wzrost kosztów inwestycji. Dlatego – jak pisze Zadrożniak – są potrzebne „dopłaty” już na poziomie mocy zainstalowanej, bo w naszej szerokości geograficznej, w naszym klimacie nikt przy zdrowych zmysłach nie zafundowałby sobie czegoś takiego jak wiatrak (przepłacany 3,67 razy) czy elektrownia PV (przepłacana 11,15 razy). Jeszcze gorzej jest w przypadku wiatraków morskich, gdzie koszt 1 W mocy zainstalowanej wynosi 20,31 zł/W, co w zastawieniu z efektywnością na poziomie ok. 27 proc. daje koszt inwestycji aż ponad 12 razy wyższy niż w elektrowni węglowej.

Marek Zadrożniak wskazuje też, jak jesteśmy manipulowani. Aby podkreślić rzekomo wysoki koszt inwestycji w energetykę węglową, swego czasu minister rozwoju Jadwiga Emilewicz powiedziała: „Eksperci wskazują, że koszt budowy bloku energetycznego Ostrołęka C nie zamknie się w 6 mld złotych, trzeba go dziś szacować na 8-9 mld złotych” (za biznesalert.pl). Jak dodała, projekt budowy może wymagać korekty, co związane jest z unijną polityką klimatyczną. Ale nawet gdyby koszt bloku Ostrołęka C wzrósł z powodu „unijnej polityki klimatycznej” o 33-50 proc., to i tak byłby prawie 10-krotnie niższy niż w przypadku paneli fotowoltaicznych czy morskich farm wiatrowych. Koszt tego samego 1 W mocy zainstalowanej w elektrowni węglowej, po korekcie „unijnej polityki klimatycznej”, to 8,12-9,12 zł/W, ale nie 22,47 zł – jak w przypadku elektrowni wiatrowych, 68,22 zł w przypadku fotowoltaiki czy ok. 75 zł w przypadku wiatraków stawianych na morzu!

Zadrożniak obliczył, że amortyzacja instalacji fotowoltaicznej o mocy 5 kW, bez państwowego sponsoringu, przy jej obecnej cenie rynkowej równej 28 tys. zł, przy uwzględnieniu uczciwych reguł rynkowych, następuje po upływie… 772 lat. Ponieważ trzeba wziąć pod uwagę utratę mocy ogniwa fotowoltaicznego, niezbędne naprawy, przeglądy konserwacyjne itp. wydatki, czas ten się samoistnie jeszcze bardziej się wydłuża.

Ponadto okazuje się, że odnawialne źródła energii potrzebują znacznie większej powierzchni niż energetyka konwencjonalna. To też jest koszt – i to gigantyczny. Elektrownia Ostrołęka C o mocy 1000 MW miała zajmować ok. 53 ha. Tymczasem dla elektrowni fotowoltaicznej w polskich warunkach należy przyjąć zajęcie gruntu w wielkości areału równego 2,5 ha/MW. Daje to 2500 ha wyłączenia z użytkowania gruntu pod 1000-megawatową instalację fotowoltaiczną. Ale przy efektywnej mocy zastępczej elektrowni fotowoltaicznej do jej mocy zainstalowanej na poziomie 9,4 proc. następuje faktyczna konieczność instalacji 10,6 razy więcej mocy, co oznacza konieczność zajęcia aż 26.483 ha! To 500 (!) razy więcej niż w Ostrołęce!

Prawdziwy i rzeczywisty ekwiwalent powierzchni za aktualną moc 46.299 MW w elektrowniach węglowych stanowi powierzchnia równa 12.269 km2. To 3,9 proc. powierzchni Polski! Tyle ziemi trzeba by zająć, aby elektrownie fotowoltaiczne mogły wyprodukować roczny ekwiwalent energii, do jakiego jest zdolny obecny system energetyczny w Polsce.

Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w przypadku wiatraków. Aby zastąpić blok węglowy Ostrołęka C w ilości energii produkowanej rocznie, w miejsce wstrzymanej budowy trzeba by zainstalować wiatraki o mocy 3740 MW, czyli 3740 wielkich wiatraków o mocy 1 MW każdy. To oznaczałoby zabetonowanie 3740 ha pól uprawnych i innej ziemi zniszczonej na wieki oraz wyłączenie z normalnego użytkowania znacznie większych stref (promień 1,5 km od wiatraka). Gdyby wiatraki nie stały obok siebie, to z normalnego użytkowania trzeba by wyłączyć gigantyczną powierzchnię 33.660 km2. To więcej niż 10 proc. terytorium Polski! A to zastąpienie zalewie jednego bloku na węgiel!

Zobacz także:

Destabilizacja systemu

Blok węglowy najbardziej optymalnie pracuje, kiedy działa równomiernie i w sposób ciągły. Problemem jest to, że elektrownie wiatrowe i fotowoltaiczne, ze względu na ich charakter pracy typu „pracują, kiedy chcą”, zupełnie nie nadają się na trwały element systemu elektroenergetycznego. Wobec coraz większej ilości energii z wiatru (w niektóre wietrzne dni) wymagane jest coraz niższe zejście z mocą w blokach węglowych oraz jak najszybsze podjazdy. Ta niewłaściwa praca (dynamiczne „bujanie” mocą bloku wielkiego bloku 1000 MW) wywołuje szybsze zmęczenie materiałów i wszyscy będziemy płacić w przyszłości wielkie koszty remontowe w domowych rachunkach za energię elektryczną. Tak jak już płacimy daniny na prosumentów w postaci dotacji do OZE.

Takie incydentalne zwiększenie ilości wytwarzanej energii może prowadzić do problemów regulacji mocy i zakłócenia stabilności całego systemu elektroenergetycznego. Otóż w krajowym systemie elektroenergetycznym pracuje jeszcze 56 bloków podkrytycznych klasy 200 MW (44 na węglu kamiennym, o sprawności 32-33 proc.) i stanowią one znaczny majątek wytwórczy. Wybudowano je do pracy podstawowej z zakresem zmiany obciążeń od 75 do 100 proc. i nikt nie sądził, że trzeba je będzie odstawiać z innych powodów niż stany awaryjne i remonty. Teraz – jak wyjdzie słońce zza chmur lub jak powieje wiatr – obniża się ich moc, szybciej zużywając je technicznie i dodatkowo zanieczyszczając środowisko przy każdym rozruchu.

Co więcej, fotowoltaika i wiatraki potrzebują 100 proc. rezerwowania elektrowniami, które potrafią produkować energię wtedy, gdy jest ona potrzebna odbiorcy, a nie wtedy, gdy świeci słońce czy wieje wiatr. Dlatego w polskich warunkach w razie inwestycji w odnawialne źródła energii konieczna jest równoległa budowa elektrowni gazowych i import surowca dla nich.

Konkluzja z raportu Marka Zadrożniaka jest taka, że polityka energetyczna polskich władz – wykonujących bez mrugnięcia okiem szkodzące Polsce rozkazy płynące prosto z Brukseli – prowadzi prostą drogą do zapaści i katastrofy polskiego systemu elektroenergetycznego. Efektem będą olbrzymie wzrosty cen energii elektrycznej i jednoczesne jej braki. Zdaniem eksperta, pierwsze poważne niedobory mogą wystąpić już w 2023 roku.

W latach 2025-2035 wystąpi poważny brak wymaganej nadwyżki mocy, niemożliwy do skompensowania, który będzie się pogłębiał. Dlaczego polscy politycy działają na niekorzyść Polaków?

Tomasz Cukiernik


Najwyższy Czas - tygodnik.

REKLAMA