Ktoś zakapował do FIS, że mamy niedozwolone kombinezony – powiedział Adam Małysz, dyrektor ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim.
Polscy skoczkowie musieli w piątek tłumaczyć się przed Finem Miką Jukkarą, zastępcą szefa kontroli sprzętu Seppa Gratzera. Pojawiła się informacja, jakoby biało-czerwoni dysponowali nieregulaminowym sprzętem.
O co dokładnie chodziło?
– O tak zwany dzióbek w kroku, który jest niedozwolony w kombinezonach. Oczywiście zawodnicy zostali zmierzeni i wszystko jest w porządku. Nie wiem, skąd takie insynuacje. Bylibyśmy głupkami, gdybyśmy coś takiego zrobili, wiedząc, że tego nie wolno. Może ktoś zrobił to celowo, żeby wysłać naszych skoczków do kontroli i jeszcze ich rozbić – uważa Adam Małysz.
Według dyrektora ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim to zagranie psychologiczne ze strony rywali biało-czerwonych.
– Tak przypuszczam. Sam kontroler przyznał się, że otrzymał taki sygnał i musiał to sprawdzić. To znaczy, że ktoś musiał donieść do FIS. Niczego jednak nie ukrywamy. Dlatego wszyscy poddali się kontroli i wszystko jest w porządku. Mamy dwóch trenerów technicznych, którzy dzień i noc pracują nad kombinezonami. Gdyby popełnili taki błąd, to pierwsi dostaliby po uszach, bo to oni są za to odpowiedzialni. Byli jednak spokojni, bo doskonale wiedzieli, że kombinezony są przepisowe – powiedział mistrz z Wisły.
Źródło: Onet