Kto zyska na walce z samochodami spalinowymi? Berkowicz UJAWNIA

Konrad Berkowicz w Volkswagenie/Fot. Instagram
Konrad Berkowicz w Volkswagenie/Fot. Instagram
REKLAMA
W środę popołudniu Parlament Europejski ma głosować nad dalszym losem samochodów spalinowych. Bruksela chce bowiem zakazać ich produkcji od 2035 roku. Poseł Konfederacji Konrad Berkowicz wyjaśnił, kto na tym wszystkim zyska.

Bruksela ma zdecydować, czy diesle i samochody benzynowe będą dalej produkowane. Parlament Europejski ma głosować nad nowymi przepisami dotyczącymi emisji dla samochodów osobowych. Projekt zakłada najpierw drastyczne zaostrzenie obecnie obowiązujących norm, aż do 2035 roku, kiedy to dopuszczane na rynek mają być już tylko samochody tzw. bezemisyjne, czyli zasilane prądem. Dla producentów samochodów oznaczałoby to stopniowe zwiększanie produkcji elektryków – aż do 100 proc. w 2035 roku.

Na początku maja Komisja Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI) kilkoma głosami przyjęła projekt rozporządzenia, w myśl którego na producentów nałożonoby obowiązek redukcji emisji ze sprzedawanych samochodów o 20 proc. w 2025 roku – w porównaniu do 2021 roku, i dalej o 55 proc. – w 2030 r. oraz o 100 proc. – w 2035 r.

REKLAMA

Projekt ten zaostrza więc wcześniejsze plany KE, która jako cel pośredni zakładała redukcję emisji w 2025 r. o „tylko” 15 proc. Bardziej radykalne kroki zostały zaprezentowane już w lipcu ubiegłego roku, co stanowiło część większego pakietu „klimatycznego”. Data 2035 nie jest przypadkowa – założono bowiem, że nowe samochody jeżdżą po drogach przez 10 do 15 lat, więc jest to ostatni rok, by wstrzymać produkcję samochodów spalinowych, jeśli osiągnięta ma zostać zerowa emisja netto we wszystkich sektorach do 2050 roku.


CZYTAJ WIĘCEJ: Ważą się losy samochodów spalinowych. Eurokraci chcą zakazać ich sprzedaży


Do sprawy odniósł się na Twitterze Konrad Berkowicz. „Nie ma wątpliwości, kto zyska na walce z samochodami spalinowymi – niemiecki przemysł motoryzacyjny, który jest globalnym liderem produkcji aut elektrycznych” – wskazał poseł Konfederacji.

Odejście od produkcji aut z tradycyjnym napędem do 2035 roku zapowiedział już m.in. Volkswagen.

Polska Izera pod znakiem zapytania

Niepokojące są natomiast doniesienia na temat polskiej Izery, która miała być naszym pierwszym samochodem elektrycznym. Według portalu slazag.pl, mimo że prawie przed dwoma laty spółka ElectroMobility Poland zaprezentowała dwie przedprodukcyjne wersje, kwestia sprzedaży gruntów w Jaworznie, na których ma powstać fabryka, nie została jeszcze uregulowana z Lasami Państwowymi. Planowo pierwsze Izery miały z niej wyjechać pod koniec 2024 roku. Z tych założeń jednak wciąż się nie wycofano.

W ocenie Łukasza Bigo, redaktora naczelnego portalu elektrowoz.pl, „na dotrzymanie wcześniej ogłoszonych terminów nie ma już szans”. – Budowa fabryki trwa około dwóch lat, a mamy już niemal połowę 2022 roku. Gdyby dziś zaczęło się karczowanie terenu, rozpoczęto pomiary, gdyby zaczęto budować, to może byłyby gotowe hale, może linia produkcyjna… – zaznaczył.

Ponadto niepewny jest też los platformy dla Izery, a termin ogłoszenia partnera przesuwano już parę razy. Ostatnio na drugi kwartał 2022 roku. Wśród wymienianych dostawców znalazł się koncern Stellantis, czy nawet chiński producent.

Optymizmem nie napawa też sytuacja międzynarodowa. – Niedawno można było ocenić sytuację jako krytyczną, ale stabilną. Teraz, po wybuchu wojny i wzroście cen surowców, sytuacja jest wręcz tragiczna. Nie ma ani platformy, ani fabryki. Jest tylko zarząd, jak w porcie lotniczym w Baranowie. Mimo to bardzo mocno trzymam kciuki za Izerę, bo to polski produkt – wskazał Łukasz Bigo.

Źródła: Twitter/NCzas/slazag.pl

REKLAMA