Klimatyści urządzili sobie zlot w egipskim kurorcie

Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay
REKLAMA

W Centrum Kongresowego Szarm el-Szejk nad Morzem Czerwonym w Egipcie rozpoczął się 6 listopada COP27. Rok po spotkaniu w Glasgow została oficjalnie otwarta 27. konferencja klimatyczna ONZ, bardziej znana jako COP27. Są tu przedstawiciele blisko 200 krajów, w tym prezydent Andrzej Duda. Konferencja potrwa dwa tygodnie, a zebrani będą obradować nad „intensyfikacją walki z emisją gazów cieplarnianych”.

Klimat ma być obecnie „kwestią życia lub śmierci” (sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres). Teoretycy „klimatyzmu” wrzucają do jednego worka okresowe ocieplenie temperatur i wszystkie katastrofy, jak powodzie, fale upałów, huragany, pożary, susze… Zrobiono z tego teorię, która ma wymóc zarządzanie kryzysem na poziomie światowym.

REKLAMA

Na forum będą po kolei przemawiać przywódcy wielu krajów. Paryż zapowiedział np., że jest gotowy rozmawiać o „rekompensatach finansowych za straty i szkody” z powodu zmian klimatycznych poniesione przez biedne kraje, ale nie chce tworzenia żadnego nowego funduszu. Każdy ze 197 sygnatariuszy Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (UNFCCC) ma własne interesy i obawy, co może sprawić, że osiągnięcie jakiegokolwiek konsensusu będzie trudne. Warto dodać, że na forum w Egipcie obecna jest także delegacja rosyjska, chociaż bez Putina.

Egipt zamierza forsować realizację nigdy niespełnionej obietnicy przekazywania przez kraje rozwinięte od 2020 r. 100 mld dolarów rocznie krajom rozwijającym, by pomóc im ograniczyć emisje i dostosować się do skutków ekstremalnych warunków pogodowych.

Przewodniczący grupie 77 krajów rozwijających się Pakistan, który na początku tego roku doświadczył największych w historii powodzi, domaga się, by rozwinięty świat zgodził się również na tzw. mechanizm szkód i strat, polegający na rekompensowaniu nieuniknionych skutków zmian klimatycznych, taki jak powodzie czy susza, w krajach ubogich.

Tymczasem np. Chiny, największy na świecie emitent gazów cieplarnianych, zwiększają „czyste i wydajne wykorzystanie węgla”, co zapowiedział niedawno Xi Jinping. M.In. dlatego nie oczekuje się, że podczas COP27 Chiny podejmą jakiekolwiek nowe zobowiązania.

Drugi co do wielkości emitent na świecie, Stany Zjednoczone, przybędzie na szczyt po zatwierdzeniu federalnej ustawy, która odblokuje biliony dolarów na inwestycje w czystą energię i transport (IRA), jednak działacze na rzecz ochrony środowiska obawiają się, że po wyborach środka kadencji 8 listopada Kongres przejdzie pod kontrolę Republikanów, którzy wdrażanie IRA przynajmniej opóźnią.

Najbardziej „ambitna” jest tu Unia Europejska, chociaż jej CO2 stanowią około 8 proc. sumy całego świata i zmniejszanie takich emisji na Starym Kontynencie ma dość ograniczony wpływ na całość, a blokuje rozwój.

Brazylia, RPA, Indie i Chiny tworzą blok szybko rozwijających się krajów o silnie zanieczyszczających środowisko gospodarkach. Każdy z nich zwrócił się do bogatych krajów o większe finansowanie przystosowania do kryzysu klimatycznego. Tutaj też „konkurencji” ma płacić Europa.

W koncepcji klimatyzmu uważa się, że zamożne kraje w przeszłości wniosły najwięcej emisji do atmosfery, więc ponoszą większą odpowiedzialność za rozwiązanie tego problemu. Taki „grzech pierworodny” kapitalizmu…

REKLAMA