Francja ma nowego Floyda

Zamieszki we Francji.
Zamieszki we Francji. Zdjęcie ilustracyjne. / Foto: PAP/EPA
REKLAMA

Każdy incydent na przedmieściach we Francji wywołuje wybuch społeczny. Imigranckie banlieue to często „strefy bezprawia”, „odcywilizowane” środowiska – by użyć terminologii samego Macrona. Dochodzą do tego: islamizacja, wysoki stopień przestępczości, problemy z integracją, edukacją, pracą, niechęć do państwa i jego zbrojnego ramienia – policji. Do tego należy dodać jeszcze pewne poczucie bezkarności i wspieranie każdej małej „rewolucji” przez lewaków, którzy widzą w tym bunt „klasy uciskanej”.

25 czerwca w podparyskim Nanterre, na placu Nelsona Mandeli doszło do tragedii. Funkcjonariusze policji z kompanii motocyklowej chcieli dokonać kontroli drogowej żółtego mercedesa, zresztą na polskich numerach rejestracyjnych, co jest częstą praktyką wynajmu luksusowych aut, popularną wśród mieszkańców przedmieść.

REKLAMA

Samochód poruszał się pasem dla autobusów. Kierowca zatrzymał się ze względu na korek, ale później ruszył prosto na policjanta. Według wersji policyjnej, funkcjonariusz strzelił do kierowcy, raniąc go w klatkę piersiową. Samochód zakończył rajd wbijając się w słup. 17-letni kierowca zmarł, pasażer z tylnego siedzenia mercedesa został zatrzymany, a inny uciekł. Część tego wydarzenia została sfilmowana i pojawiła się w mediach społecznościowych.

Kierowcą mercedesa okazał się niejaki Nahel, dobrze znany policji recydywista. 17-latek nie miał nawet prawa jazdy i nie ma wątpliwości, że próbował uciec. W tym środowisku zawsze jest jednak winna policja. Dodatkowo matka nastolatka udzieliła w nocy wywiadu na Instagramie aktywistce „antyrasistowskiej” Assii Traoré. To siostra niejakiego Adamy (narkoman, złodziej, recydywista), który 19 lipca 2016 zmarł po zatrzymaniu przez policję i jest uznawany we Francji za pierwowzór „męczennika” ruchu Black Libes Matter (BLM) George’a Floyda. Opowieści o dobrym synu, którego zabili „bandyci”, dolały oliwy do ognia.

Już pierwsza noc po tym wydarzeniu upłynęła pod znakiem napięć w Nanterre, a zamieszki szybko rozlały się po całej Francji. Odpowiedzią były barykady, podpalanie samochodów i budynków publicznych, ataki na policję. Walki z policją miały miejsce w miejscowościach tego samego departamentu m.in. w Asnières, Colombes, Suresnes, ale też w sąsiednich, jak w Clichy-sous-Bois, czy Mantes-la-Jolie, gdzie podpalono merostwo w dzielnicy Val Fourré. Zamieszki spod Paryża, przeniosły się też do odległych miejscowości, jak Colmar, Bordeaux czy Marsylia.

Politycy prawicy składali kondolencje rodzinie, ale radzili się wstrzymywać z wnioskami do czasu zakończenia śledztwa (funkcjonariusz, który strzelał, został od razu zapakowany do aresztu). Eurodeputowany Republikanów François-Xavier Bellamy protestował przeciwko „atakom na policję”. Sébastien Chenu ze Zjednoczenia Narodowego prosił, by do „czasu śledztwa zachować jednak domniemanie niewinności policjanta”.

Jednak na lewicy od razu uznano winę policji. Sekretarz generalny EELV-Zieloni Marine Tondelier ubolewała nad „amerykanizacją policji” francuskiej, którą nazwała „rasistowską”. Oskarżyła o kłamstwa policję, media i prokuraturę i dodała: „nie będziemy milczeć”.

Do nagonki na policję przyłączyli się też znani piłkarze, którzy często wywodzą się właśnie z przedmieść. O „zranionej Francji” – mówił np. Kylian Mbappé, kapitan reprezentacji Francji. Jules Koundé, obrońca FC Barcelony, pisał, że „17-letni młody mężczyzna [został] zastrzelony z bliskiej odległości przez policjanta za odmowę poddania się kontroli” i krytykował „kanały informacyjne” za „zniekształcanie prawdy, kryminalizację ofiary i znajdowania okoliczności łagodzących tam, gdzie ich nie ma”. Po takich tyradach swoich „wzorców” chuligani z przedmieść zyskają dodatkowo przekonanie o swojej racji. Powtórka z amerykańskiej „rewolucji” BLM jest już gotowa…

„Upaństwowienie” dzieci receptą na kryzys integracji

Z ciekawą propozycją wyszedł prezydent Macron podczas wizyty w Marsylii. Kryzys edukacji i jej roli integracyjnej jest już od lat faktem. Ostatnio zauważono, że w szkołach francuskich odbywają się modły muzułmańskie uczniów w bardzo młodym wieku. Mer Nicei Christian Estrosi wystosował nawet w tej sprawie list do rządu. Ostrzega w nim przed „modlitwami muzułmańskimi” praktykowanymi przez uczniów w wieku od 9 do 11 lat w kilku szkołach podstawowych w Nicei w klasach CM1 i CM2. W liście przedstawia „kilka niezwykle poważnych faktów”, które miały miejsce w szkołach Nicei, o których poinformowało go w czerwcu miejscowe kuratorium oświaty.

W swoim liście Christian Estrosi wspomniał również o „minutach ciszy zorganizowanych ku pamięci proroka Mahometa”. Proponuje, by „odpowiedź była stanowcza”, bo oznacza to wtargnięcie islamu do „sanktuariów Republiki, którymi są nasze szkoły”. Mer żądał konkretnego planu działania, a także „wielkiej kampanii mającej na celu podniesienie świadomości na temat zjawiska radykalizacji postaw młodzieży”. Christian Estrosi podobną prośbę przekazał również prefektowi departamentu Alpes-Maritimes. Alarm wszczęty przez mera Nicei poparł przywódca Partii Republikanie (LR) Éric Ciotti. On również uznał przedstawione fakty za atak na laickość szkoły i wezwał „państwo do pilnej interwencji”.

Macron ma tu pewien pomysł. Chce wydłużyć czas nauki w szkołach przeznaczonych dla dzieci w wieku od 11 do 15 lat. Nauka i zajęcia zaczynałyby się o 8 rano, a kończyły dopiero o 18! Nowy pomysł ma także na tzw. strefy priorytetowe, czyli szkoły położone głównie na imigranckich przedmieściach. W takich miejscach edukacja przedszkolna kontrolowana przez państwo zaczynałaby się już w wieku dwóch lat. Marsylia ma tu być miejscem pierwszych takich eksperymentów. Inicjatywa ta zostanie następnie rozszerzona na wszystkie „wrażliwe strefy” Francji do 2027 roku.

Oficjalnie chodzi o walkę z „nierównością edukacyjną”. Pomysł jednak ma po prostu zwiększyć kontrolę państwa nad wychowaniem dzieci i pozwolić na lepszą integrację młodzieży. Konkurencją jest tu wychowanie w rodzinach, które coraz częściej są rodzinami praktykującymi islam.

Islamistów nie ubędzie

Czy eksperyment się powiedzie, nie wiadomo. Jednak w temacie konkurowania laickiej Republiki z islamem panuje swoista schizofrenia. Z jednej strony Republika deklaruje chęć ograniczenia nielegalnej imigracji, a z drugiej przemytnicze organizacje pozarządowe, nazywające się „humanitarnymi”, są wspomagane przez instytucje państwa dotacjami publicznymi. Dla przykładu 12 czerwca miasto Schiltigheim, jako setna francuska gmina, podpisało „kartę SOS Méditerranée”, jednej z bardziej znanych organizacji przemytniczych. Oznacza to wsparcie i udział finansowy, a także deklarację przyjmowania imigrantów do swoich miast. Deklarację współpracy podpisała mer miasta Schiltigheim, Danielle Dambach, która jest też wiceprzewodniczącą aglomeracji Strasburga i politykiem Zielonych.

Zjawisko przemytu imigrantów jest faktem. W przypadku organizacji pozarządowych (NGO-osów) odbywa się to niemal legalnie. Policja zwalcza jedynie nielegalne gangi. Niedawno aresztowano 13 osób podejrzanych o przemyt ludzi i skonfiskowano kilka sztuk broni oraz amunicję. Policja z Lille i straż graniczna przeprowadziły rewizje w obozie dla migrantów Loon-Plage na północy Francji. Mieszkają tu setki migrantów pragnących sforsować La Manche i przedostać się do Anglii. W obozowisku dochodzi od 2022 roku do licznych porachunków z użyciem broni palnej. Do tej pory trzy osoby zginęły, a około dwudziestu zostało rannych. Trzynastu zatrzymanych jest podejrzanych o przemyt migrantów z Iraku. Znaleziono m.in. trzy karabiny, około 340 sztuk amunicji i pięć granatów, które były zakopane i owinięte w celofan. To tylko jeden z wielu tego typu przykładów, gdzie za migrantami podąża m.in. wzrost przestępczości.

„Autorytatywne” dzielenie się migrantami w UE

Jean-Luc Mélenchon to szef „Zbuntowanej Francji” (LFI) i koalicji opozycyjnej lewicy NUPES. Ten populista, trybun ludowy i dość skrajny lewicowiec jest zwolennikiem „kreolizacji Francji” i „otwartej” na migrantów Europy, która zlikwiduje tradycyjne narody i tradycyjne wartości.

Mélenchon wystąpił w czerwcu na antenie BFM TV i stwierdził, że „europejskie porozumienia w sprawie imigracji muszą zostać poddane przeglądowi”. Odniósł się w ten sposób do zatonięcia łodzi z setkami migrantów u wybrzeży Grecji, w wyniku czego zginęło co najmniej 78 osób. „To, co dzieje się na Morzu Śródziemnym, jest okropne” – ocenił Jean-Luc Mélenchon i dodał, że należy zmienić m.in. porozumienia dublińskie, a migrantów rozprowadzić „odgórnie” po różnych krajach europejskich. Krytykował też zachowanie greckich władz. Przypomnijmy, że porozumienia z Dublina przewidują, iż osoby ubiegające się o azyl powinny robić to w pierwszym kraju przyjazdu na teren UE. Mélenchon uważa, że jest to „nie do przyjęcia” i należy narzucić przymusową relokację migrantów wszystkim krajom Unii.

Jean-Luc Mélenchon idzie dość daleko i nazywa obecne rozwiązania „wstydem”. Według niego, migranci muszą być „autorytatywnie rozmieszczeni” w krajach europejskich. Dodaje, że nie liczy się tu zdanie poszczególnych państw, bo jest to podobno „konieczność”. Jego zdaniem, krytykowane m.in. w Polsce porozumienie między ministrami spraw wewnętrznych UE o relokacji w zależności od liczby ludności i PKB na mieszkańca lub konieczność płacenia 20 tys. euro na jednego nieprzyjętego imigranta to ciągle za mało. Mélenchon obawia się, że taka możliwość zapłacenia „okupu” pozwoli tym, którzy mają pieniądze, uciec od problemu. Za „obrzydliwość” francuski polityk lewicy uznał jakąkolwiek „deportację migrantów do bezpiecznych krajów trzecich” czy zakładanie doraźnych ośrodków w krajach trzecich, po drugiej stronie Morza Śródziemnego. Potępił też „szantaż” wobec np. Tunezji, którą „MFW chwycił za gardło” i jest ona zmuszana do stopowania u siebie migrantów. To komentarz do wizyty w Tunisie premier Włoch Giorgii Meloni i Ursuli von der Leyen, które obiecywały tam pomoc dla Tunezji w zamian za kontrolę granic.

REKLAMA