Skała niezgody! Jak Hiszpanie chcieliby odebrać Brytyjczykom Gibraltar

Skała Gibraltarska
REKLAMA

Plusk zatapianych betonowych bloków usłyszano nawet w leżącym daleko od morza Madrycie. I całkowicie zagłuszył on wrzask, jaki podniósł się tam po korupcyjnym skandalu w partii rządzącej. Nic dziwnego, Hiszpanie są nadzwyczaj wrażliwi wobec wszystkiego co dzieje się w Gibraltarze, który uważają za zagrabioną cześć swego terytorium.

Hiszpańska La Linea de la Concepcion leżąca na samej granicy z Gibraltarem. Nędzna andaluzyjska mieścina najbardziej zadłużona w całej Hiszpanii. Brak tu jakiejkolwiek czynnej fabryki. Ani śladu zabłąkanego turysty. Nie ma złotych plaż, żadnego luksusowego hotelu. Za to żyje tu 65 000 gniewnych ludzi. Sami o sobie mówią, że są „zadupiem Europy”. Bezrobocie sięga 40 procent ludzi zdolnych do pracy. Pełna beznadzieja i bieda. A jednak o wczesnym poranku miasto się ożywia. W stronę granicy z Gibraltarem codziennie podążają tysiące ludzi. Wpierw sprzątaczki i nianie. Potem dołączają pracownicy firm budowlanych i remontowych. Na parę godzin chcą opuścić kraj. Na brytyjskim terytorium mają pracę, która daje nadzieję na lepsze życie. Niewiele później pojawiają się jeszcze liczniejsi „matuteros” – szmuglerzy. Ci będą w nieskończoność przechodzić granicę tam i z powrotem. Bo choć za każdym razem można przenieść legalnie z Gibraltaru tylko jeden karton tanich papierosów to może się poszczęści i uda się przemycić nieco więcej. Najsprytniejsi ryzykanci zarobią w dzień nawet 200 euro. To dużo. Niewykwalifikowany robotnik w Lineas, jeżeli w ogóle znajdzie pracę, to zarobi 400 euro – ale na miesiąc. „Mrówki” na granicy krążą więc nieustannie.

REKLAMA

Powstrzymać rybaków!
Ale w połowie sierpnia 2013 roku coś w tym doskonałym mechanizmie się zacięło. Na granicy powstał korek. Już przed południem ogonek ludzi ciągnął się od granicy, wzdłuż nadmorskiej drogi aż do centrum miasta pod sam ratusz gdzie burmistrz Gemma Araujo z okien swego gabinetu na II piętrze z niepokojem obserwowała tę stojącą karawanę ludzi i aut. Rozwścieczeni ludzie psioczyli i wymachiwali w jej stronę zaciśniętymi kułakami. Araujo patrzyła bezradnie. Przecież nic nie zawiniła. Padła ofiarą wielkiej polityki.
Parę tygodni temu rząd w Gibraltarze zdecydował się na budowę specjalnej „rafy”. Betonowe bloki i tony kruszywa mają stanowić skuteczną zaporę przeciwko hiszpańskim rybakom z La Linea, którzy z upodobaniem zarzucają sieci na terytorialnych wodach Gibraltaru. W odwecie hiszpańskie służby graniczne i celne naprędce wprowadziły ścisłe kontrole na granicy z Gibraltarem. Skrupulatnie przetrząsają bagaże podróżujących, turystów oraz ludzi, którzy codziennie przekraczają granicę, gdyż choć pracują w brytyjskiej kolonii to mieszkają po hiszpańskiej stronie. Codziennie w obie strony przekracza po ok. 25 000 ludzi. W skali roku to 11 milionów wizyt.

      Gibraltar - to niewielka skała wyrastająca z morza budzi wielkie emocje 
                 zarówno w Hiszpanii, jak i w Wielkiej Brytanii

Oczywiście natychmiast powstał totalny chaos, a smażąc się w upalnym słońcu trzeba w kolejkach na granicy zmarnować sporo czasu. Od 4 do 6 godzin. Pograniczniacy się tym jednak nie przejmują i powoli wykonują swą żmudną robotę. Podobno w zbożnym celu. By ukrócić szmugiel papierosów i powstrzymać przerzut narkotyków oraz „brudnych” pieniędzy. Madryt poważnie rozważa także wprowadzenie specjalnej opłaty za przekroczenie 1,2-kilometrowej granicy z Gibraltarem. Podobno taka opłata ma wynosić 50 euro.
Ostatnie zaognienie sytuacji jest jednym z najostrzejszych w ostatnich latach. Oliwy do ognia dodało pojawienie się w pobliżu półwyspu okrętów brytyjskiej floty, płynącej na śródziemnomorskie manewry. Te okręty mają pozorować starcie daleko od hiszpańskich wybrzeży, gdzieś przy Bałkanach wraz z Turkami, Grekami i Albańczykami ale w Madrycie panuje przekonanie, że pojawiły się one na żądanie szefa ministrów Gibraltaru, Fabiana Picardo, który w narastającym sporze domagał się od Londynu dodatkowego wsparcia ze strony marynarki wojennej. Na ironię lub dodatkową prowokację zakrawa fakt, że na pokładzie fregaty HMS Westminster zaokrętowano żołnierzy piechoty morskiej z 3 Brygady Komandosów kontynuującej tradycję jednostki wojskowej, która swój chrzest bojowy przeszła zdobywając dla Brytyjczyków Gibraltar w 1704 roku.

Brytyjska prowokacja
Hiszpanie są oburzeni „niedopuszczalną brytyjską prowokacją”. Uważają ją za nielegalną, potępiają w czambuł i donośnie gardłują o rozwiązaniu tego problemu, który „dotyka interesów narodowych Hiszpanii, jej suwerenności i godności”. Trudno jednak spodziewać się, aby zgodnie współpracujący z sobą w NATO Hiszpanie i Brytyjczycy, zaczęli się na serio grzmocić z powodu kilku kup zatopionego betonu. Zwłaszcza, że obie strony sporu przyznają, że w cywilizowanym świecie „sądy zawsze są lepsze od dział i czołgów”.
Szef hiszpańskiej dyplomacji Jose Manuel Garcia-Margallo straszy pozwaniem Wielkiej Brytanii do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze. Zapowiada także postawienie sprawy na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ. I tam liczy na poparcie Argentyny, która ma zatarg z Brytyjczykami o Falklandy. Także Brytyjczycy zapowiadają podjęcie działań prawnych. Owszem, nie brakuje wymachiwania szabelką i deklaracji, że będzie się bronić Gibraltaru tak jak niegdyś Falklandów, ale ci politycy, którzy mimo letnich upałów zachowali zimne głowy mówią, że będą szukać sprawiedliwości w Brukseli. I podobno przedstawiciele Komisji Europejskiej mają już wkrótce udać się do Gibraltaru, by na miejscu sprawdzić zgodność wzmożonych hiszpańskich kontroli granicznych z wymogami unijnymi. Rzecznik premiera Davida Camerona poskarżył się bowiem, że kontrakcja hiszpańska jest „absolutnie nieproporcjonalna” i „umotywowana politycznie”. Z kolei jego hiszpański adwersarz argumentuje, że Gibraltar nie jest objęty umową z Schengen o wolnym ruchu transgranicznym i jego kraj może legalnie wprowadzać kontrole jakie tylko chce. Oddanie sprawy w ręce sądu jednak nie załatwi sprawy. Bo dociekanie prawdy z pewnością potrwa latami. Nawet jeżeli rozstrzygnięcie nowego hiszpańsko-brytyjski sporu zostanie potraktowane jako nadzwyczaj pilną sprawę i zostanie skierowany na proceduralną „szybką ścieżkę”.

REKLAMA