Prof. Chodakiewicz: Antypolska fala w USA wróciła w formie neostalinowskiej. Nadzieja jest w Polakach!

REKLAMA

Nawet rewolucja kontrkulturowa lat sześćdziesiątych, kiedy to wylansowano dyktaturę mniejszości, nie polepszyła sytuacji osób pochodzenia polskiego. Wprost przeciwnie – polska mniejszość nie załapała się na tę falę, bo amerykańscy Polacy mieli być antysemiccy, rasistowscy, obskuranccy, reakcyjni i naturalnie katoliccy. Taka narracja rozkwitła w latach siedemdziesiątych tysiącami „polskich dowcipów” o głupich Polaczkach.

Mój przyjaciel, profesor John Radziłowski, wysłuchiwał takiego chamstwa w szkole podstawowej nie tylko od uczniów, z którymi stale się bił, ale nawet od idioty nauczyciela. Niespodziewanie jednak pod koniec owej dekady „polskie dowcipy” zaczęły przycichać – i to raczej szybko. Bowiem jak opowiadać takie żarty bez samokompromitacji, gdy Karol Wojtyła został papieżem, a w Polsce wybuchła „Solidarność”? W latach osiemdziesiątych rządził Reagan, który stale chwalił Polskę i jej walkę o wolność. A to nie był żart. To była znaczna zmiana kulturowa.

REKLAMA

W tej chwili antypolska fala w USA wróciła w formie neostalinowskiej narracji, której debiutem nad Wisłą był głośny artykuł w „Gazecie Wyborczej” o rzekomym mordowaniu Żydów przez powstańców warszawskich oraz sławetny pamflet o Jedwabnem pt. „Sąsiedzi”. Ta neostalinowska narracja obowiązuje w „nauce” amerykańskiej od lat siedemdziesiątych. Została ona wtedy też przyjęta przez popkulturę i jest ponownie obowiązującym w USA stereotypem.

Gdy nastąpił „koniec historii”, powróciły rzekomo permanentne tej historii zjawiska, w tym haggada o „odwiecznym polskim antysemityzmie”, który w tej odsłonie jest eksterminacyjny, współodpowiedzialny za Holokaust. Wygenerowali go bliżej nieokreśleni „naziści”, którzy utracili narodowość. Ale przyłączyli się do nich inni, szczególnie Polacy.

To jest właśnie tło obecnej awantury. Trzeba to zrozumieć. A teraz przejdę do spraw bieżących, czyli do awantury o Pomnik Katyński w Jersey City. Po pierwsze – co kogo obchodzi, co gada np. duński burmistrz w Aarhus o premierze Australii? Po drugie – nic mi nie wiadomo, by prezydent Trump odmówił widzenia się z prezydentem Dudą za sprawą nieszczęsnej ustawy IPN.

Po trzecie – dlaczego Trump miał nie podpisać ustawy 447? Pewnie nawet za bardzo nie wiedział, co podpisuje. To jedna z wielu ustaw, które trafiły na jego biurko w ostatnim czasie. Ta wyróżniała się tym, że:

a) miała poparcie obu partii;
b) miała poparcie rozmaitych żydowskich grup lobbingowych. A te zajmują się takimi działaniami stale i wszędzie, wykładając na to wielkie fundusze, a nie dorywczo i taniutko jak pospolite ruszenie polonijne.

Ponadto ustawa 447 nie jest aż tak zła, jak się obawiałem. Wymaga raportowania na temat spraw restytucyjnych dotyczących spadków po ofiarach Holokaustu. To jest dopiero budowanie bazy wyjściowej do dalszych uderzeń w tej sprawie. Nota bene spiker Izby Reprezentantów Paul Ryan potraktował ją po łebkach, było nawet niezadowolenie z tego, że ustawa nie stawia sprawy na ostrzu noża, a tylko wymaga raportu. Niektórzy członkowie Kongresu chcieli sprawę definitywnie załatwić.

CZYTAJ DALEJ->

REKLAMA