Wszyscy Ukraińcy otrzymali zadanie: „Wyrżnąć Lachów aż do siódmego pokolenia, nie wyłączając tych, którzy nie mówią po polsku”

REKLAMA

Janina Całko: – Pracowałam u tych Ukraińców przez kilka miesięcy aż do czasu rozpoczęcia na Zachodniej Ukrainie mordów Polaków – wspomina.

– Wtedy szybko zorientowałam się, że tamtejsi Ukraińcy strasznie nienawidzą Polaków i w straszny sposób są gotowi ich zabijać. Noce rozświetlały tłumy płonących polskich wsi. Początkowo nie wiedziałam, co to wszystko znaczy. Zapytałam gospodyni, co się dzieje. Ona, chcąc mnie uspokoić, powiedziała mi, żebym się nie bała, bo to tylko nasi Polaków reżut!

REKLAMA

– Przestałam wtedy chodzić do kościoła w Niewirkowie, obawiając się, że mnie też zarżną. Gospodarze też zabronili mi uczęszczać na niedzielną Mszę św. Nie chcieli, by otoczenie dowiedziało się, że jestem Polką. Szybko okazało się, że banderowcy w biały dzień zabili koło figury młodą dziewczynę idącą do kościoła. Strasznie ją ponoć zmasakrowali. Ja jej nie widziałam, bo gospodarze mnie nie puścili. Od tej pory przestali do mnie mówić też Janka, tylko po ukraińsku Ninka.

– Ja zaczęłam się bać i nie mogłam spać. Raz zobaczyłam, jak przed wieczorem gospodarz ostrzy siekierę. Przestraszyłam się nie na żarty. Myślałam, że szykuje się, by mnie zarąbać. Przypuszczałam, że należy do jakiejś bandy, bo często nocami znikał z domu.

– Polacy mieszkający w tej wiosce też się bali. Wieczorem zostawiali cały swój dobytek i szli spać do kościoła w Niewirkowie. Tam stali jeszcze Niemcy i Polacy uznali, że tam Ukraińcy ich nie zaatakują. Którejś nocy obudziła mnie łuna. W domu gospodarzy stało się jasno jak w dzień. Płonęły zabudowania polskiej sąsiadki. Mój gospodarz dostał od wodzów bandy polecenie spalenia ich. Rano, jak gdyby nic się nie stało, gospodarz obudził mnie i powiedział, że pójdziemy na pole kosić pszenicę. On miał kosić, a ja ubierać i wiązać w snopki.

– Gdy ruszyliśmy na pole, okazało się, że idziemy na pole tej sąsiadki. Gdy zdziwiona powiedziałam o tym Ukraińcowi, ten stwierdził krótko: „ona już tu nie wróci!” (…) Na następny dzień postanowiłam wracać w rodzinne strony. Powiedziałam o tym gospodyni i ta nie protestowała. Jej mąż był zdziwiony. Oświadczył, że gdybym go uprzedziła wcześniej, to kupiłby mi obiecane buty. Przyszłam bowiem do nich na bosaka i na bosaka chodziłam. Nie chciałam jednak czekać na te buty, wzięłam, co mi dała gospodyni, i ruszyłam w drogę.

– Gospodyni dała naprędce bochenek chleba i materiał na dwie sukienki. Wzięłam to do węzełka i poszłam w stronę Korca, za którym przebiegała dawniej polsko- sowiecka granica. Zanim dotarłam do końca wsi, na skraju lasu dogonił mnie zdyszany gospodarz i udzielił ostatnich instrukcji. Powiedział mi, żebym nikomu nie przyznawała się do tego, że jestem Polką, i wszystkim mówiła, że jestem prawosławna Ukrainką.

CZYTAJ DALEJ ->

REKLAMA