Wywiad z Grzegorzem Braunem: W stronę ostatecznego rozwiązania

REKLAMA
Grzegorz Braun. / fot. PAP/Tomasz Gzell

– Co to wszystko oznacza?
– Oczywiście nie chodzi o samą ustawę. Chodzi o przećwiczenie pewnego stałego wariantu gry, który będzie mógł być od tej pory z powodzeniem wykorzystywany właśnie z powołaniem się na ten precedens. Tylko że następne przypadki arbitrażu zewnętrznego w polskim procesie legislacyjnym, obawiam się, nie będą już dotyczyły sfery poniekąd abstrakcyjnej, ideowej, edukacyjno-propagandowej, tylko będą dotyczyły kwestii wymiernych, może nawet w walucie. Tak trzeba zdefiniować tę sytuację. Żoliborska grupa rekonstrukcji historycznej sanacji po tym, jak wprowadziła na terytorium Rzeczpospolitej bazy obcych wojsk, teraz wmontowała w polski proces legislacyjny obce instancje arbitrażowe. Dla Żydów to właśnie ma kluczowe znaczenie, że Morawiecki do spółki z Dudą uczynili premiera Netanjahu de facto najwyższą instancją odwoławczą w polskim procesie legislacyjnym.
Klakierzy władzy cieszą się jak dzieci ze wspólnego oświadczenia obu premierów, gdy tymczasem oznacza to de facto przyznanie obcemu rządowi prawa głosu, i to głosu wiążącego, w polskich sprawach. I nieważne, czego to akurat dotyczyło – ważny jest sam precedens.

– Czy rzeczywiście Netanjahu jest tu stroną zwycięską? Przecież w ostatnich dniach sam spotyka się z krytyką we własnym kraju za rzekomą zdradę interesu żydowskiego?
– To klasyczna gra na kilku fortepianach jednocześnie. Zabawa w dobrego i złego policjanta, którą żydowskie elity uprawiają z nami od wieków. Wszystko to byłoby nawet dość zabawne, gdyby stawką w tej grze nie było życie i mienie Polaków. Gdyby nie chodziło o metodyczne instalowanie żydowskiej suwerenności na polskim terytorium, to cały ten spektakl byłby może i śmieszny w swej groteskowości. Bo jak zwykle przecież nie wiadomo, z kim mamy do czynienia.

REKLAMA

U Żydów nie ma jednej nadrzędnej instancji, z którą można by się komunikować. To jest jedna z kardynalnych zasad tej antycywilizacji: dialektyczność, mądrość etapu, brak ostrych kryteriów prawdy, w ogóle brak czegoś takiego jak prawda. Nie ma obiektywnej prawdy, jest tylko subiektywna słuszność w danej chwili. Słuszne jest to, co Żydom służy. W tej sytuacji operowanie na gruncie logiki dwuwartościowej i powoływanie się na jakieś fakty historyczne nie ma najmniejszego sensu.

Odsyłam do literatury przedmiotu – i to dosyć świeżej, więc łatwo dostępnej: w pracy „Logika Talmudu” (Kraków, 2015) młody badacz żydowski Andrew Schumann konstatuje ni mniej, ni więcej, że „rozumowania żydowskie” (tak pisze) nie mają nic wspólnego z klasyczną logiką, a klasyczna definicja prawdy nie ma tu zastosowania.

– Czy to oznacza, że wszelkie kontakty dyplomatyczne z Żydami uznaje Pan za niecelowe?
– Owszem, niecelowe, jeśli nasi „negocjatorzy” wyobrażają sobie, że istnieje jakaś linia demarkacyjna, po której osiągnięciu Żydzi wreszcie dadzą nam spokój. Nie ma takiej linii. A celem zabiegów dyplomatycznych z ich strony długoterminowo jest wyłącznie postawienie na swoim przez sprowadzenie nas do parteru.

Czytaj dalej ->

REKLAMA