Wywiad z Grzegorzem Braunem: W stronę ostatecznego rozwiązania

REKLAMA

– A konkretnie?
– Celem strategicznym jest przejęcie faktycznej kontroli nad terytorium Rzeczypospolitej, być może z pozostawieniem tubylcom samodzielności na poziomie rezerwatu i tożsamości na poziomie folkloru. Ale i to do czasu. Bo przecież elementem, którego nie należy nie doceniać, jest po stronie Żydów motyw zemsty. To jest przecież jeden z filarów ich samoidentyfikacji – patrz: mordercze rytuały święta Purim i tryumfalistyczne zaklęcia święta Chanuka. Rzecz jasna, bynajmniej nie wszyscy Żydzi uczęszczają do synagogi i pozostają wiernymi studentami Talmudu. Dla nich jest świecka wersja tego samego co do istoty, plemiennego kultu: religia holokaustu. I w tej religii to my, Polacy, zostaliśmy obsadzeni w rolach najczarniejszych charakterów. Jeśli się komuś zdaje, że zmienią to talenty perswazyjne i strategie negocjacyjne naszych „negocjatorów”, ten radykalnie rozmija się z rzeczywistością.

– To chyba trudno ściśle ocenić, bo przecież personalia naszych negocjatorów zostały utajnione.
– To właśnie element groteski w tej całej sytuacji, że z jednej strony ogłoszono wielki sukces, a z drugiej strony głęboko zakonspirowani pozostają ojcowie sukcesu. Pan minister Dworczyk własnym ciałem zasłania tych anonimowych negocjatorów i z surową miną ogłasza, że oni nigdy nie zostaną ujawnieni. To oznacza, że gdzieś na szczytach władzy w Polsce mamy ludzi, którzy do końca życia pozostaną zakładnikami swoich izraelskich rozmówców, ponieważ to do uznania Żydów pozostawiono, kiedy delegaci z Warszawy zostaną zdekonspirowani.

REKLAMA

– Usłyszeliśmy, że negocjowali „na neutralnym gruncie”.
– Pan Kaczyński ogłosił, sam chyba nie zdając sobie sprawy z tego, jak głęboko żenujące i kompromitujące jest to dla niego, jako polskiego polityka pretendującego do roli opatrznościowego męża stanu, że proces negocjowania polskiej noweli ustawowej trwał długie miesiące i działo się to właśnie „na gruncie neutralnym”. Natychmiast, jak to zwykle w relacjach z Żydami, Kaczyński został „zakapowany” przez media izraelskie, które doniosły, że ten „neutralny grunt” to willa Mosadu w Glilot, na północnych przedmieściach Tel Awiwu. Mój Boże, dawniej to przynajmniej była jakaś Magdalenka albo Zawrat – teraz już do tego doszło, że żydokomuna układa się ze swoją agenturą we własnych bazach, nie fatygując się nawet do Warszawy.

Jeżeli w tych okolicznościach procedowane jest polskie prawo – na razie w kwestiach, z zachowaniem wszelkiej powagi w podejściu do tematu, nie dotyczących jeszcze życia i śmierci – to jaki będzie ciąg dalszy tak rozpoczętego procesu negocjacyjnego? Mamy przecież istotny kontekst – całe pasmo niestandardowych wizyt wysokich i najwyższych funkcjonariuszy i urzędników państwa położonego w Palestynie. Tej wiosny przybrało to rozmiary doprawdy zadziwiające. Najpierw wizyta całej wierchuszki armii i bezpieki pod pretekstem Marszu Żywych w Oświęcimiu. Potem wizyta wierchuszki policji izraelskiej w Kielcach, o czym doniosła tylko lokalna prasa – warszawskie media, od „Gapoli” do „Gazowni”, jakoś te sprawy zgodnie przemilczały. I wreszcie ćwiczenia wojskowe, desant komandosów izraelskich na jedno z polskich lotnisk. Armia Izraela nie jest przecież członkiem NATO, ale została zaproszona na takie gościnne występy.

A tymczasem kwitnie przyjaźń izraelsko-rosyjska. Pan Netanjahu już w tym roku niejeden raz odwiedzał Moskwę. Wspólnie z Włodzimierzem Putinem odbierał defiladę zwycięstwa na placu Czerwonym 9 maja. Przecież kooperacja izraelsko-rosyjska w wojnie syryjskiej jest jawnie deklarowana przez wypowiadających się wojskowych izraelskich. Teraz, tuż przed szczytem Trump-Putin, Netanjahu znów wybiera się do Moskwy. Żydzi zostawili sobie pełną, wręcz obrotową swobodę w realizowaniu swoich planów. Podczas gdy Polacy w ramach sojuszy bezalternatywnych stali się bezwolnymi zakładnikami cudzych racji stanu.

Czytaj dalej ->

REKLAMA