Polska nie ma już praktycznie marynarki wojennej. Admirałowie zostali bez okrętów

Uroczystość ostatniego opuszczenia bandery na okręcie podwodnym ORP
Uroczystość ostatniego opuszczenia bandery na okręcie podwodnym ORP "Sokół", 8 bm. w porcie wojennym w Gdyni. Okręt w ciągu 16 lat służby przebył prawie 26000 mil morskich, wykonując 174 zanurzenia. W uroczystości udział wzięli przedstawiciele dowództwa 3. Flotylli Okrętów oraz kadry Dywizjonu Okrętów Podwodnych. (aw/doro) PAP/Adam Warżawa
REKLAMA

Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak nie dymisjonuje masowo dowódców, jak jego poprzednik, ale ostatnie odwołanie jest dość znaczące. Ze stanowiska Inspektora Marynarki Wojennej odchodzi kontradmirał Mirosław Mordel. I wszystko wskazuje na to, że jest to konsekwencja jego gorzkich słów o końcu polskiej marynarki wojennej.

8 czerwca wycofywano ze służby okręt podwodny ORP „Sokół”. To był dobry okręt, zbudowany w Republice Federalnej Niemiec (a Niemcy do okrętów podwodnych to mieli i mają rękę), a później używany przez norweską Marynarkę Wojenną, z której trafił do Polski w 2002 roku. Problem polegał jednak na tym, że jednostka ta weszła do służby w 1967 roku. Czyli w momencie wycofania miała 51 lat. Przypomnijmy, że nasz niszczyciel ORP „Błyskawica”, weteran II wojny światowej, który można zwiedzać przy skwerze Kościuszki w Gdyni, kiedy ustawiano go jako okręt-muzeum w 1976 roku, miał 39 lat.

REKLAMA

Czytaj także: Powstaniec 44′: Niemcy świadomie niszczyli miasto pełne ludzi. Wiedzieli, że prowadzą rzeź

Zresztą rzeczony ORP „Sokół” ma również trafić do muzeum, na co zasługuje wiele jednostek naszej floty. Na przykład dwa pozostałe okręty podwodne typu Kobben, zbudowane w 1966-1967 roku – ORP „Sęp”, który zostanie wycofany jeszcze w tym roku, i ORP „Bielik”. Wszystkie były modernizowane i do działań na Bałtyku nadawały się doskonale, ale bez przesady – okręt podwodny mający pół wieku może byłby w stanie się zanurzyć, ale z wynurzeniem to mógłby być już problem.

Krzyk rozpaczy

Kadm. Mordel powiedział: „to smutny dzień. Smutny tym bardziej, że oddala się perspektywa pozyskania okrętu podwodnego nowego typu. Jeszcze pół roku temu, w czasie poprzedniej uroczystości wydawało się, że to kwestia jeżeli nie tygodni, to miesięcy, gdy zapadnie decyzja i zostanie wybrany dostawca nowych okrętów dla Marynarki Wojennej RP. Niestety wszystko wskazuje na to, że nasze marynarskie nadzieje zostały po raz kolejny zawiedzione”. Gorzkie słowa, ale pan admirał miał całkowitą rację. Tyle że jest to ewidentna i publiczna krytyka własnych przełożonych, a dokładnie – kierownictwa Marynarki Wojennej. Czy minister obrony narodowej mógł zareagować inaczej? Nie mógł. Wojsko rządzi się jednak swoimi prawami. W zaciszu gabinetu można ministrowi powiedzieć wiele, można delikatnie zwrócić jego uwagę na katastrofalny stan naszej Marynarki Wojennej i konsekwencji tego faktu dla bezpieczeństwa państwa. Gdyby pozostał głuchy na argumenty, można wygarnąć, co się na ten temat myśli, by ministrem wstrząsnąć, zmusić do zastanowienia się. Ale nie robi się takich rzeczy publicznie.

Wszystko wskazuje na to, że skoro admirał to jednak zrobił, to znaczy że wyczerpał wszelkie urzędowe drogi rozwiązania problemu. Minister pozostał głuchy na wszelkie argumenty, oświadczając ustami wiceministra Wojciecha Skurkiewicza, że nowe okręty Marynarka Wojenna otrzyma nie wcześniej niż w 2022 roku. Był to więc krzyk rozpaczy, mający uświadomić społeczeństwu skalę problemu. Co prawda Mirosławowi Mordelowi pozostały najwyżej dwa lata służby (ma 58 lat), ale miał przecież szansę awansu na wiceadmirała, mógł też przez te dwa lata pobierać całkiem sporą admiralską pensję, o jedną czwartą wyższą od emerytury. Poświęcił jednak to wszystko, by problem Marynarki Wojennej nagłośnić.

Czytaj także: Płonie Kalifornia. Podpalacze szaleją. Z dymem poszło już 500 budynków

REKLAMA