Papież padł ofiarą oszustwa! Franciszek został bezczelnie oszukany przez lewaków

REKLAMA

Nie zauważył on też, być może z braku odpowiednich kompetencji, że nawet tych 25 podobno skazanych do postawienia hipotezy o rzekomej nadreprezentacji tego rodzaju zboczeńców wśród katolickiego kleru statystycznie nie wystarczy. Producenci osławionego filmu „Spotlight” wykazali się tu już większym sprytem, śmiało twierdząc, że pedofilów wśród kleru jest aż 6 procent, grubo ponad średnią dla reszty mężczyzn, a w późniejszych wywiadach podbijając ten wskaźnik nawet do procent dziesięciu. Co im szkodzi. W końcu to tylko film fabularny, licentia poetica.

Bojownicy antykościelnego frontu w dalszym ciągu zatem starannie unikali podawania jakichkolwiek ilościowych danych. Aż do teraz.

REKLAMA

Przekłamana mapa

Trudno zrozumieć, co ich nagle skłoniło do zmiany zdania. Czy poczucie bezkarności, czy przekonanie, że nikt nie ośmieli się ich twierdzeń weryfikować, czy typowa dla humanistów pogarda dla liczb i matematyki, czy też wszystko naraz w jakiejś proporcji. Grunt jednak, że to zrobili, publikując szeroko już znaną „mapę kościelnej pedofilii”. Przyjrzyjmy się zatem uważnie tej publikacji, bo na pewno ma ona jedną bardzo ważną zaletę: nikt nie zdoła jej zarzucić, że liczbę pedofilów wśród księży stara się w jakikolwiek sposób zaniżyć.

Mapa owa pokazuje zatem 60 „czarnych punktów” – księży skazanych za szeroko pojętą „pedofilię” w latach 2000-2018. Mogłaby owa liczba rzeczywiście, zgodnie z intencjami kartografów, wzbudzić zaniepokojenie, czy aby z tą „kościelną pedofilią” naprawdę jest coś na rzeczy. Jednak fakt, że z tą publikacją zwlekano aż tak długo, skłania do daleko posuniętego sceptycyzmu. Bardzo daleko posuniętego.

Już po pobieżnym tylko przestudiowaniu tych przypadków odkryjemy bowiem, że aż sześciu księży (np. ks. J.U. czy „ksiądz wikary K.K.”) zostało na niej umieszczonych… dwukrotnie. Z 60 skazanych księży robi się więc 54. Posuńmy się zatem w naszym sceptycyzmie dalej i uważnie wczytajmy się w medialne opisy tych spraw. Dzięki nim dowiemy się, że siedem z nich dotyczy osób mających w momencie deliktu… ponad 15 lat. Niezależnie zatem od oceny postępowania księdza mającego przykładowo romans i dziecko z siedemnastolatką (nasz „podwójny” ksiądz wikary K.K.), w żadnym przypadku nie można tu mówić o „pedofilii”. Zostaje 47 księży-pedofilów.

Ale i to nie do końca. W dwóch z opisywanych przypadków procesy sądowe jeszcze się, wbrew legendzie mapy („Skazani/sprawy zakończone wyrokiem”) nie zakończyły. W dwóch kolejnych wyroki nie miały żadnego związku z molestowaniem seksualnym. W jeszcze jednym skazany został… kościelny, co kojarzy się wprawdzie werbalnie z „kościołem”, ale kościelny – wbrew, być może mylącej dla humanistów, nazwie – to przecież funkcja świecka.

Ostatecznie z pierwotnych 60 przypadków księży rzekomo skazanych w Polsce za „pedofilię” zostaje 42. Liczba kościelnych pedofilów została zatem, najzupełniej świadomie – trudno bowiem uwierzyć, że aż sześć przypadków „rozdwojenia” powstało przez zwykłą pomyłkę – zawyżona przez autorów mapy o prawie 50 procent.

Czytaj dalej >>>>

REKLAMA