Intelektualiści protestują przeciwko orwellowskiej cenzurze. „Granice tego, co można powiedzieć bez groźby represji, stale zawężają się”

J. K. Rowling/Fot. domena publiczna
J. K. Rowling/Fot. domena publiczna
REKLAMA

W środę na łamach „Le Monde” ukazał się apel ponad 150 intelektualistów, którzy sprzeciwiają się tzw. kulturze przekreślenia (cancel culture). W praktyce jest to cenzura przejawiająca się bojkotem osób i dzieł ocenianych jako nieoprawne lub obraźliwe. Wśród nich są m.in. J.K. Rowling, Margaret Atwood i Salman Rushdie.

„Kultura przekreślania” – czyli politpoprawna cenzura – wzmogła się wraz z rozwojem ruchu MeToo i po niedawnych zamieszkach BLM „przeciwko rasizmowi i brutalności policji” w USA i na całym świecie.

Zachowawczo podkreślając wagę „potężnych manifestacji na rzecz sprawiedliwości społecznej i rasowej”, autorzy tekstu, który po raz pierwszy ukazał się na stronie internetowej miesięcznika „Harper’s Magazine”, sprzeciwiają się jednak nowej formie cenzury.

REKLAMA

Wołania o równość „wzmocniły nowy zestaw postaw moralnych i zaangażowania politycznego, które osłabiają nasze reguły publicznej debaty i tolerancji dla różnic, na rzecz ideologicznego konformizmu” – wskazali sygnatariusze listu.

Opowiadają się przeciw „nietolerancji dla odmiennych opinii, modzie na publiczne ośmieszanie i ostracyzmowi”, uprawianych przez tych, którzy „skomplikowane kwestie polityczne pragną rozpuścić w oślepiającej pewności moralnej”.

Autorzy apelu zauważają, że poddawanie się naciskom przez instytucje i ich szefów powoduje niesprawiedliwe kary, takie jak wyrzucanie z pracy redaktorów za to, że opublikowali kontrowersyjne artykuły. Wskazują też, że dziennikarzom zabrania się poruszania pewnych tematów, a nauczycieli stawia pod pręgierzem z powodu dzieł literackich, jakie omawiają na lekcjach.

„Granice tego, co można powiedzieć bez groźby represji, stale zawężają się” – ocenili intelektualiści. Jak zauważyli, coraz więcej pisarzy, artystów i dziennikarzy boi się, że straci pracę, jeśli nie podporządkuje się obowiązującemu konsensusowi.

„Odrzucamy każdy fałszywy wybór między sprawiedliwością a wolnością, które nie mogą istnieć bez siebie” – podkreślili. „Jako pisarze potrzebujemy kultury, która pozwala nam eksperymentować, podejmować ryzyko, a nawet popełniać błędy” – podkreślają.

Bojkot za stwierdzenie oczywistych faktów

Ofiarą politpoprawnej cenzury padła ostatnio J. K. Rowling. Autorka Harry’ego Pottera ośmieliła się bowiem stwierdzić, że miesiączkują tylko kobiety. Od razu zalała ją fala nienawiści ze strony „tolerancyjnych” lewaków, którzy oskarżyli ją o „transfobię”. Twierdzili bowiem, że nie tylko „cis-genderowe” kobiety miesiączkują. Twierdzili, że w tym gronie znajdują się także „transpłciowi mężczyźni przed tranzycją” oraz „osoby niebinarne”.

Kolejny cios nadszedł ze strony filmowego Harry’ego Pottera. Daniel Radcliffe postanowił przeprosić fanów za „transfobię” pisarki. Nie chciał bowiem, by stwierdzenie przez nią obiektywnych faktów odebrało odpornym na rzeczywistość radość z oglądania ekranizacji powieści J. K. Rowling.

Później doszło do kolejnego absurdu. Pracownicy wydawnictwa Hachette odmówili bowiem pracy nad najnowszą książką dla dzieci autorstwa J. K. Rowling i grozili odejściem z pracy. Jednym argumentem była rzekoma „transfobia” pisarki.

Źródła: PAP/Le Monde/nczas.com

REKLAMA