Ukraińcy chcieli go dopaść. Uciekł spod banderowskiego topora

Henryk Cybulski, obrońca Przebraża.
Dowództwo samoobrony w Przebrażu, siedzą od lewej Albert Wasilewski, Ludwik Malinowski, Henryk Cybulski, za nimi stoją R. Wolak „Szczapa” i J. Wojtuluk z ochrony L. Malinowskiego, ze zb. Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Wołyń. (Fot. IPN.GOV.PL)
REKLAMA

Ogromną rolę w obronie Przebraża, obok komendanta wojskowego, odegrał także komendant cywilnej obrony tego ośrodka – Ludwik Malinowski.

Urodzony za cara, w 1889 roku, zmarł w Niemodlinie w 1962 roku, czyli niemal przed 60 laty. Stojąc na czele swoistego rządu „republiki przebraskiej”, potrafił dzięki zdolnościom dyplomatycznym oraz znajomości języków niemieckiego i rosyjskiego balansować między Niemcami a partyzantką radziecką, dzięki czemu zarówno jedni, jak i drudzy wspomagali Przebraże w obronie przeciw Ukraińcom z OUN-UPA.

Dzięki temu nie udało się im wymordować zgromadzonych w nim kilkunastu tysięcy Polaków. Malinowski płacił za to konkretną cenę. Kilkakrotnie Ukraińcy próbowali go zlikwidować przy pomocy donosów. Do Niemców pisali donosy oskarżające go o współpracę z partyzantką sowiecką; gdy wkroczyli Sowieci, wysyłali donosy do NKWD zarzucające mu wysługiwanie się Niemcom. Oprócz Ukraińców Malinowski miał na głowie konieczność zakwaterowania, wyżywienia i leczenia tysięcy ludzi. Nie było to zaś łatwe, gdy w Przebrażu wykryto tyfus. Mógł on zebrać nie mniejsze żniwo niż banderowskie topory i noże.

REKLAMA

Ludwik Malinowski urodził się w 1889 roku we wsi Ksawerów pod Łodzią, gdy Królestwo Polskie i Wołyń znajdowały się pod carskim zaborem. Podczas I wojny światowej związał się z ruchem legionowym, ale tym walczącym po stronie cara. Walczył w Legionie Puławskim, a następnie w 1. Pułku Ułanów Krechowieckich, którego szarże na piechotę niemiecką przeszły do legendy polskiej kawalerii. Ludwik Malinowski brał udział w co najmniej sześciu szarżach. Podczas nich był wiele razy ranny. Po wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku zamieszkał na Wołyniu, w Przebrażu, gdzie prowadził gospodarstwo rolne. Aktywnie udzielał się też w wojskowym Kole Rezerwistów.

Musiał cieszyć się dużym autorytetem, skoro w czasie okupacji niemieckiej stanął na czele wojskowej starszyzny. W czasie pierwszej okupacji sowieckiej musiał się ukrywać, słusznie przewidując, że Sowieci będą chcieli go aresztować. Gdy na Wołyń wkroczyli Niemcy, Malinowski się ujawnił. Jak wspomina w swojej relacji złożonej w Zakładzie Historii Ruchu Ludowego, już w sierpniu 1941 roku przystąpił z mieszkańcami Przebraża do zbierania broni, której sporo porzucili Sowieci podczas odwrotu w 1941 roku, a raczej w trakcie panicznej ucieczki.

Zbieranie broni

Malinowski zobaczył bowiem, że broń tę zbierają również Ukraińcy, od początku faworyzowani przez Niemców. Nie uszło to uwadze ukraińskiej policji, która poprzez swoich agentów starała się ustalić, kto broń posiada, i aresztować jej posiadaczy, a następnie zamordować ich w lesie, zabierając oczywiście zgromadzoną broń. Malinowski mógł słusznie przypuszczać, że ukraińscy policjanci nie działają na zlecenie Niemców, lecz OUN, która nakazała im rozpoznać teren.

Gdy wczesną wiosną w okolicznych lasach zaczęły się tworzyć oddziały UPA i mordować Polaków, Rada Starszych wybrała Malinowskiego na swego przewodniczącego i postanowiła utworzyć w Przebrażu ośrodek samoobrony. Była to inicjatywa oddolna. By mogła ona zacząć funkcjonować, trzeba było zdobyć legalną broń i akceptację Niemców dla działania ośrodka. W przeciwnym razie natychmiast ukraińscy nacjonaliści zawiadomiliby Niemców, że w Przebrażu działa „polska banda”. Malinowski z delegacją udał się do Kreislandwirtha Jeskego w Kiwercach z prośbą o przydział broni do walki z bandami nękającymi Przebraże, które chce w spokoju pracować, uprawiać ziemię i wywiązywać się z nałożonych kontyngentów. Malinowski biegle władał językiem niemieckim i przekonał urzędnika do swoich racji. Zgodził się on wydać grupie z Przebraża 17 karabinów sowieckich.

Od tej pory obrońcy Przebraża mogli oficjalnie pokazywać się z bronią. Sukces Malinowskiego był tym większy, że za odpowiednią ilość złotych monet, bimbru i słoniny magazynier wydał nie 17, a 40 karabinów, do których dołożył erkaem i trzy furmanki amunicji. Ludwik Malinowski uzyskał od Niemców zgodę na gromadzenie w Przebrażu uciekinierów z mordowanych polskich wsi. Malinowski przekonał też partyzantów radzieckich operujących w okolicy, że tworzona w Przebrażu samoobrona nie jest w nich wymierzona i że nadal w Przebrażu i okolicznych wsiach będą mogli liczyć na pomoc i zaopatrzenie. Musiał też uregulować stosunki z Inspektoratem Rejonowym AK w Łucku, by placówka samoobrony w Przebrażu mogła liczyć na jego pomoc. Już w połowie maja 1943 roku został oficjalnie zaprzysiężony jako członek AK. To też zapewne nie było łatwe. Dopiero w końcu lipca 1943 roku władze polskiego podziemia przystąpiły do tworzenia ośrodków samoobrony, w których miała chronić się polska ludność. Była to decyzja spóźniona. Mordy ukraińskie osiągnęły już dawno swoje apogeum.

Musiał przecierać szlaki

Malinowski, domagając się pomocy dla Przebraża, niewątpliwie przecierał szlaki dla tworzenia na Wołyniu dużych ośrodków samoobrony, bo tylko takie mogły przetrwać ukraińskie ataki. Przebraże stanowiło wzór, w wypracowaniu którego Ludwik Malinowski odegrał ogromną rolę.

Od samego początku – jak wspominają świadkowie – Ludwik Malinowski uważał, że zbrodnie ukraińskie trzeba dokumentować. Gdy z jego rozkazu ekshumowano w Ostrowie szesnastu okrutnie pomordowanych przez oddział UPA „Sachara” Polaków, którzy pojechali do Czetwertni kupić ziemniaki, ściągnął do Przebraża grupę niemieckich oficerów. Przed pogrzebem obejrzeli oni zmasakrowane zwłoki, wykonali zdjęcia i spisali protokół. Ukraińcy nigdy tego Malinowskiemu nie zapomnieli!

Ten jednak nimi się nie przejmował i starał się utrzymywać dobre stosunki z Niemcami. W tym także z przedstawicielami Gestapo w Rożyszczach i Kiwercach. Oni także lubili samogon, słoninę, złote monety i gardzili Ukraińcami. Wyjeżdżali z Przebraża porządnie upici, eskortowani przez grupę partyzantów, by nic złego nie stało im się podczas powrotu.

Swoje zdolności organizatorskie Malinowski zaprezentował, koordynując działalność wszystkich służb, a przede wszystkim przyjmując wszystkich uciekinierów napływających do Przebraża. Domy i obejścia zarówno w samym Przebrażu, jak i w sąsiednich koloniach: Mostach, Chłopinach, Wydrance, Zagajniku, Majdanie Jezierskim, Jaźwinach błyskawicznie się zapełniły. W każdym z nich, w zależności od wielkości, koczowało po pięć lub więcej rodzin. Gdy zabrakło miejsca w Chałupach, Ludwik Malinowski polecił budować dla uciekinierów specjalne osiedla, złożone z baraków, ziemianek i szałasów. Gdy zaczęło brakować dla nich miejsca na polach, wznoszono je w lesie na południe od Przebraża. Zostały zajęte kwartały 10, 11, 12 i 14. Jak oceniają świadkowie tamtejszych wydarzeń, w szczytowym momencie przebywało w Przebrażu około 25 tysięcy ludzi! Przestrzeganie wymogów sanitarnych w tych prymitywnych warunkach było bardzo trudne, jeżeli nie niemożliwe. Malinowski bardzo obawiał się wybuchu epidemii tyfusu. Od początku istnienia samoobrony zorganizował w Przebrażu szpital, kierowany przez lekarza, Henryka Kałużyńskiego.

CZYTAJ TAKŻE: Komuniści przyszli po niego w Wigilię. W oficjalną wersję śmierci nikt nie wierzy

Ukraińcy chcieli go dopaść

By obrona Przebraża była skuteczna, Ludwik Malinowski musiał się też starać o zespolenie ludności miejscowej z napływową w jedną zwartą rodzinę, która świadomie będzie poddawać się dyscyplinie. Nie było to łatwe. Większość uciekinierów miała za sobą ciężkie przeżycia, była załamana, trzeba było nie tylko zapewnić im żywność i dach nad głową, ale opiekę pozwalającą zapomnieć o tragicznych przeżyciach, po których można przecież było zwariować. Malinowski mobilizował do pomocy księdza Stanisława Szczyptę, który nieustannie zagrzewał całą społeczność Przebraża do konsolidacji wokół przywódców. Malinowski starał się wszędzie być, by ludzie go znali, by jego spokój udzielał się innym.

Ukraińcy z OUN-UPA nieustannie polowali na Malinowskiego, wychodząc z założenia, że jeżeli uda im się go dopaść, to animusz wśród obrońców Przebraża skruszeje. Z ich polecenia stale polowała na niego w Łucku ukraińska policja, która formalnie pozostawała w służbie niemieckiej, a de facto wykonywała rozkazy OUN. Do Łucka Malinowski musiał zaś przyjeżdżać, by załatwiać różne sprawy. Gdy przyjechał do Łucka, by wykonać zadanie, został rozpoznany przez banderowskiego szpicla, gdy jadł obiad w restauracji. Policjanci wywołali go na ulicę, aresztowali i z triumfem prowadzili do swojej komendy. Decyzja miejscowej konspiracji była natychmiastowa. Postanowiono odbić Malinowskiego z marszu, bez żadnego przygotowania, licząc na zaskoczenie. Zdawano sobie bowiem sprawę, że w przeciwnym razie Malinowski zostanie zakatowany bardzo szybko. Grupa szturmowa wdarła się do ukraińskiej Komendy i terroryzując załogę, bez jednego strzału wyciągnęła nieprzytomnego już Malinowskiego z więziennego lochu. Furmanką odwieziono go do szpitala w Kiwercach.

Tu lekarz stwierdził, że był bity kolbami i pałkami, a gdy leżał na podłodze, skopano go podkutymi butami. Miał wybite trzy zęby, złamane trzy żebra i dalej był nieprzytomny. Jak oprzytomniał, poprosił – jak wspomina w relacji – o księdza, by przygotował go na śmierć, bo czuł, że umrze. Śmierć jednak nie przyszła. Gdy wydobrzał, został przetransportowany do Przebraża, gdzie dalej leczył się pod opieką doktora Kałużyńskiego. Banderowcy jednak nie odpuszczali. Wyznaczyli za głowę Malinowskiego – jak pisze on w swojej relacji – wysoką nagrodę.

CZYTAJ TAKŻE: Mordercy Wyklętych. Oto kaci polskich patriotów

Uratowała go znajomość języka

Po odparciu przez obrońców Przebraża generalnego ataku UPA Ukraińcom udało się doprowadzić do tego, że szef Gestapo w Łucku kazał aresztować Malinowskiego. Chciał się on dowiedzieć, jakim cudem polskiej samoobronie udało się odeprzeć tak wielki atak UPA. Jak wspomina sam Malinowski w swojej relacji, obchodzono się z nim łagodnie. Wstawili się za nim gestapowcy z Rożyszcz i Kiwerc, a także tamtejsi żandarmi, którzy poświadczyli, że wielokrotnie pomagali Malinowskiemu w umacnianiu siły samoobrony w Przebrażu. Nie jest wykluczone, że szef Gestapo w Łucku też lubił złote monety. W każdym razie Malinowski został z więzienia zwolniony.

Ukraińscy policjanci nie dali jednak za wygraną. Dalej polowali na Malinowskiego. Gdy Niemcy zorganizowali jakąś akcję w Zofiówce, zahaczyli o Przebraże i zabrali ze sobą Malinowskiego, by pomógł im w jakichś czynnościach administracyjnych. Był to podstęp. W Chołopinach Niemiec oddał Malinowskiego ukraińskim policjantom, by go rozstrzelali. Prawdopodobnie wziął od nich łapówkę. Malinowski – jak podkreśla w swojej relacji – rzucił mu wtedy po niemiecku: „Dziś Ukraińcy są waszymi przyjaciółmi, a jutro będą waszymi wrogami”. Oficer kwaśno się uśmiechnął, zapytał, skąd zna niemiecki, poczęstował papierosem i nakazał zwolnić. Ukraińscy policjanci wystrychnięci na dudka musieli być wściekli.

POLECAMY W BIBLIOTECE WOLNOŚCI

Postarała się o sztandar

„Twierdza Przebraże”, krzepnąc w siłę, postarała się o swój sztandar. Ufundowała go zgromadzona w nim ludność, która uroczyście wręczyła go Ludwikowi Malinowskiemu. Dziś znajduje się on w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.

Do momentu wkroczenia Sowietów Ukraińcy nie odważyli się już zaatakować Przebraża. Nie oznaczało to jednak końca kłopotów Ludwika Malinowskiego. Po bandach ukraińskich ośrodkowi samoobrony zagroził tyfus. W grudniu 1943 roku, z powodu zagęszczenia ludności i złych warunków sanitarnych, wybuchła w Przebrażu epidemia tej groźnej choroby. Brakowało mydła i leków. Obawiano się zwłaszcza o małe dzieci. Jeden doktor Kałużyński nie był sobie w stanie poradzić. Malinowski natychmiast ściągnął posiłki medyczne. Uruchomiono dodatkowy szpital zakaźny w leśniczówce Józefin, obsługiwany przez lekarza Józefa Bogdańskiego i felczera Piotra Błażejczaka. Z Kiwerc przybyli dodatkowo felczer Jan Nowak i pielęgniarka Krystyna Mrozicka. Za pośrednictwem szpitala w Kiwercach kupowano od Niemców szczepionki przeciw tyfusowi i środki dezynfekcyjne. Ci udostępniali je w zamian za żywność. Utworzono też brygadę dezynfekującą, która po kolei odkaziła wszystkie domy. Epidemia, zanim w styczniu 1944 roku ją opanowano, pochłonęła kilkadziesiąt ofiar, wśród nich doktora Józefa Bogdańskiego, który walcząc ofiarnie z zarazą, zmarł na posterunku.

CZYTAJ TAKŻE: Odparł wszystkie ataki UPA. Henryk Cybulski – zapomniany bohater i obrońca

W pierwszych dniach stycznia 1944 roku – jak relacjonuje Malinowski –  przeprowadzono ewakuację całego wyposażenia szpitala w Kiwercach, które Niemcy chcieli wywieźć do Rzeszy. Było ono już załadowane na wagon towarowy stojący na bocznicy. Logistycznej pomocy w przewiezieniu całego wyposażenia do Przebraża udzielili mu partyzanci radzieccy. W zamian otrzymali część wyposażenia.

Po wkroczeniu Sowietów Malinowski został ponownie zadenuncjowany przez Ukraińców, którzy oskarżyli go w NKWD o współpracę z Niemcami. Musiał z Przebraża uciekać. Wywieziono go w trumnie do Kołek, gdzie wstąpił do formującej się jednostki Wojska Polskiego.

Marek A. Koprowski


Najwyższy Czas - tygodnik.

REKLAMA