
Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska przewiduje, że „maseczki zostaną z nami na zawsze”.
Coraz powszechniejsze stają się dyskusje na temat domniemanej skuteczności maseczek. Głosy, że są nieskuteczne, coraz częściej przebijają się nawet w mediach głównego nurtu. Ostatnio na antenie Polsatu News otwarcie powiedział o tym prof. Piotr Kuna.
Przypomnijmy, że na początku ogłoszonej pandemii koronawirusa prof. Włodzimierz Gut tym, którzy pytają o maseczki, radził udać się do psychiatry. A ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski u Roberta Mazurka powiedział, że nie wie, po co ludzie je noszą, bo nic nie dają.
Potem narracja się zmieniła i maski stały się obowiązkowe. Szumowski zapewniał jednak, że obowiązkowe będą tylko do momentu wynalezienia szczepionki przeciwko COVID-19.
Z kolei były szef GIS Jarosław Pinkas w jednym z wywiadów powiedział, że maska jest tylko symbolem, a on sam nie wyobraża sobie nie mieć ich przy sobie w dwóch kieszeniach. Gdy szefem GIS przestał być, w innym z wywiadów przyznał, że wirus to głównie socjologia, a w kwestii covidu miał po prostu „święty obowiązek mówić dokładnie tak samo, jak ECDC i cała UE”.
Nawet strażnicy covidowej poprawności i nadzorcy cenzury spod znaku Demagoga popełnili ostatnio analizę, z której wynika, że 200 tysięcy osób musi nosić przez tydzień maskę, by uniknąć jednego zakażenia. Taka to ich skuteczność.

Są jednak tacy, którzy nadal bezgranicznie wierzą w magię masek. Zalicza się do nich wiceminister Kraska. Na antenie radiowej Jedynki z przerażeniem mówił, że Polacy nie stosują się do obowiązujących obostrzeń.
– Zachowania, które widzę na polskich ulicach i w polskich sklepach chwilami mnie przerażają. Tak, jakbyśmy zapomnieli, że koronawirus jest wśród nas – mówił Kraska i dodał magiczne zaklęcie w postaci „dystans, maseczka, dezynfekcja”.
W tym kontekście zamienił się z złego policjanta, zrobił groźną minę i postraszył, że „maseczki zostaną z nami na zawsze”.