Zyzak o Wałęsie i „Solidarności”: To wciąż nieodkryta historia

REKLAMA

Gdzie nas, Polaków, prowadzi spór wokół Lecha Wałęsy?

Finalnie do lepszego poznania i zrozumienia dwóch ostatnich dekad PRL i dwóch następnych. Co konkretnie się tutaj wydarzyło, że się tak potoczyło i tak skończyło? Nie mówię o poznaniu w sensie publikowania dat, oświadczeń, nazwisk, nazw itd., bez ciągu przyczynowo-skutkowego i otoczonych legendarną narracją, ale o wiedzy dogłębnej i syntetycznej, np. gdzie leżała faktyczna władza w „podziemiu” – a leżała w pieniądzach – kto miał do nich dostęp, co za nie nabywał, komu je udostępniał i generalnie jak nimi zarządzał.

REKLAMA

Co wynika z tego wielkiego upolitycznienia historiografii w Polsce?

Utrata wiarygodności przez badaczy, instytucje naukowe, media, bo politycy na upolitycznieniu nie tracą. Ci pierwsi stają się narzędziem tych ostatnich. Niestety w Polsce mamy tak silne uzależnienie instytucji medialnych i naukowych od budżetu państwa i wszelkiej maści dotacji – nie zapominając o tych zagranicznych – że źródło wiarygodności, czyli niezależność, ma nie tylko problemy, żeby zakwitnąć, ale blokuje się jej wstęp do programów telewizyjnych czy na łamy gazet. Niektórzy występujący dziś w publicznych mediach historycy i dziennikarze w niczym nie różnią się od swych odpowiedników ze stajni „Gazety Wyborczej”.

Są po prostu propagandzistami, którzy przychodzą do mediów nie po to, by dyskutować, spierać się, czyli uszczęśliwiać widza, ale po to, żeby przedstawić stanowisko de facto polityczne swej redakcji lub stojącej za nią frakcji politycznej czy zrealizować jakiś bardziej skomplikowany, ale nie bardziej chlubny interes…

Dwa lata temu miał się odbyć publiczny finał dyskusji wokół tzw. Bolka, zaproponowany przez samego Lecha Wałęsę. Pomysł upadł w ciekawych okolicznościach. Jak Pan dzisiaj patrzy na tę sprawę?

Debaty nie chciał żaden zaproszony na nią gość! Debata przed kamerami, na żywo, ze sprzyjającymi dla gości zasadami, była niepowtarzalną okazją, żeby potrząsnąć skarbnicą wiedzy, jaką jest Wałęsa. Rozumiem, że debaty nie chciał pan Drzycimski czy pan Majchrzak, ale pomysł debaty wyśmiewało nawet stronnictwo pod wodzą pana Cenckiewicza. To ostatnie ustawiło całą narrację, że tak to ujmę, „prawicowej strony”. Przekonywało, że z Wałęsą się nie dyskutuje, bo już wszystko o nim wiemy. Reset tego stanowiska spowodowała pani Kiszczakowa, która w trakcie debaty o debacie przyniosła do IPN oryginalne teczki TW „Bolka”… Wałęsa pierwszy wycofał się z debaty, ale w gruncie rzeczy wpierw wycofał się z niej gdański IPN, który nie chciał już negocjować z Wachowskim i Wałęsą nad warunkami debaty.

O co Pan by pytał podczas tej debaty? Jakie dziś należałoby zadać najważniejsze pytania Lechowi Wałęsie?

Na początek i na rozgrzewkę jedno wielopoziomowe pytanie: na co przeznaczono 3 miliony dolarów, które „Solidarność” otrzymała pod koniec lat osiemdziesiątych od amerykańskiego Kongresu? Kto reprezentował ową „Solidarność” – Wałęsa czy jakieś kolegium – gdyż „Solidarność” została wcześniej zdelegalizowana, a Wałęsa skutecznie uniemożliwił zwołanie Prezydium Komisji Krajowej? Jak przetransportowano te pieniądze do Polski? Gdzie je przechowywano – na rachunku bankowym czy w worku, w jakiej instytucji lub w jakim miejscu? Kto księgował pieniądze? Czy powstało sprawozdanie finansowe? Tu można mnożyć pytania podrzędne.

CZYTAJ DALEJ

REKLAMA