Żydzi robią z Jedwabnego kopię chrześcijańskiego misterium męki Pańskiej? Jedwabieńskie kłamstwa, mity i konfabulacje

Pomnik w Jedwabnem.
Pomnik w Jedwabnem. Foto: wikimedia
REKLAMA

KREW ICH NA NAS I NA DZIECI NASZE…
Lech Stępniewski

Śledząc debatę o zbrodni w Jedwabnem, można odnieść wrażenie, że gdyby nagle jakimś cudem okazało się, iż dokonali jej Niemcy, wszyscy natychmiast by się rozeszli: jedni z uczuciem ulgi, drudzy – rozczarowania. Z zawodowego obowiązku zostałoby tylko kilku panów z IPN. I trupy pomordowanych, wciąż leżące w jedwabieńskiej ziemi.

REKLAMA

Nawet najsubtelniejsze studia w tej sprawie sprowadzają się bowiem ostatecznie do tego, by obyczajem szmalcowników zaglądać sobie nawzajem w spodnie i w metryki. Potem zaś wypisywać, co niegodziwego zrobili Polacy, a co Żydzi – i ostentacyjnie ważyć ciężar tych win, ukradkiem popychając palcem właściwą szalkę.

Owszem, są też i tacy, którym wydaje się, że biorą udział w dyskusji historyków; że tu chodzi o fakty.

To właśnie oni rachują zawzięcie, jak duża musi być stodoła na 1600 osób i ile zwłok pomieści grób „na pięć, sześć metrów długi, na trzy metry szeroki, na dwa głęboki” (takie rozmiary podaje naoczny świadek odnaleziony przez Andrzeja Kaczyńskiego: „Nie zabijaj”, „Rzeczpospolita”, 10 lipca 2000).

I jeszcze mają pretensje do autora „Sąsiadów”, Jana Tomasza Grossa, że nie pojechał wcześniej do Jedwabnego. A czy Sienkiewicz w trakcie pisania „Trylogii” szwendał się po Dzikich Polach?

Zasłona spada z oczu

Wiele nieporozumień wokół „Sąsiadów” bierze się stąd, że wbrew pozorom, Grossowi znacznie bliżej jest do Sienkiewicza niż na przykład do Szymona Askenazego. Askenazy ponoć mawiał, że historyk pracuje głównie d**ą – obolałą od przesiadywania w archiwach. A ten tu ledwie kilka papierków przerzucił, zaraz powieść historyczną wypalił! Tym razem – ku przygnębieniu serc.

REKLAMA