Żydzi robią z Jedwabnego kopię chrześcijańskiego misterium męki Pańskiej? Jedwabieńskie kłamstwa, mity i konfabulacje

REKLAMA

Z kolei do dawnych dziejów żydowskich nawiązuje obrazek mogący nosić tytuł: „Żydzi wykupują się od gniewu gojów obfitymi darami”. Ponieważ – opowiada Finkelsztajn – bandyci zażyczyli sobie, „aby Żydzi ich wynagrodzili, to oni darują wszystkim życie”, gmina zaczęła gromadzić „zastawy, garnitury”, „srebra i złota”, a nawet „ostatnie krowy”.

Jak bardzo takie historyczne klisze potrafią przesłonić rzeczywistość, niech świadczy relacja Awigdora Kochawa zamieszczona w Księdze Pamiątkowej jedwabieńskich Żydów i przytaczana z aprobatą przez Grossa.

REKLAMA

Gdy w Jedwabnem rozchodzą się pogłoski o spodziewanym pogromie, przedstawiciele gminy żydowskiej natychmiast jadą składać dary, tym razem do biskupa z Łomży. Bardzo to ładna scena: brodaci Żydzi ofiarowujący biskupowi „piękne srebrne lichtarze” w zamian za obietnicę opieki. Bo to i tradycji stało się zadość, i wziął niedrogo (nota bene w wersji Księgi zamieszczonej w internecie zamiast eleganckich „pięknych lichtarzy” pojawia się prostacka „duża suma pieniędzy”).

W rzeczy samej, zgodnie z oczekiwaniami urobionymi przez długi szereg historycznych doświadczeń, przedstawiciele gminy powinni byli się tak zachować. I aż szkoda, że biskup łomżyński, który wcześniej ukrywał się przed bolszewikami, w tym czasie – jak ustalili niedawno historycy – jeszcze najprawdopodobniej w Łomży nie rezydował…
 
Wówczas to zebrali się arcykapłani i starsi ludu…

W relacjach Wasersztajna i Finkelsztajna daje o sobie także znać klisza w pierwszej chwili zaskakująca: chrześcijańskie przedstawienie męki Pańskiej! Tyle że miejsce Żydów, narodu bogobójców, zajmują teraz Polacy. Natomiast męczeństwo żydowskie staje się jakby nową Pasją.

Jest to oczywiście ofiara pobożna i czysta. Już Wasersztajn mówi o bezczeszczeniu ciał „świętych męczenników”. W późniejszych relacjach z Księgi Pamiątkowej świętość jedwabieńskiego męczeństwa podkreślana bywa jeszcze wyraźniej.

Sędziwy rabin, Awigdor Białostocki, modli się aż do samego końca, a Żydzi giną w płomieniach z Szema Izrael na ustach. Jeden z nich, prosty woźnica, wybiera śmierć dobrowolnie. Goje chcą go w ostatniej chwili uwolnić, bo za sowieckiej okupacji uratował życie polskiemu pilotowi, ale on wyznaje jedynie: „Gdzie pójdzie rabbi, tam i ja pójdę” – i umiera wraz z pozostałymi. „Zaprawdę, ten prosty człowiek uświęcił Boże imię” – kończy swoją opowieść o nim Rywka Fogel.

Ale żeby wszystkie role zostały rozdane, obok niewinnego baranka („Żydzi byli jak jedna bezbronna owca wśród stada wilków” – napisze potem Finkelsztajn) musi też znaleźć się Judasz. Izrael Grondowski, bo tak się jedwabieński Judasz nazywał, „pobiegł z rodziną do katolickiego kościoła, padł księdzu do nóg”, ochrzcił się, by ratować swe nędzne życie, a potem obrócił się przeciwko własnemu ludowi i sam wydał gojom 125 Żydów.

REKLAMA