TYLKO U NAS: „Dalej jest noc” czy dalej jest bzdura? Lokalny historyk przyłapał Grabowskiego na kłamstwach

REKLAMA

– Ale nie zakończył Pan poszukiwań?

– Inny świadek, woźny magistracki Zdyń, zeznał: „byłem naocznym świadkiem, jak w restauracji u Salacha żandarm Giller dawał Wacławowi Ajchlowi pieniądze, ale za co, nie wiem”. Tyle i tylko tyle. Jakiś nieznany interes między tylko dwiema osobami. Bez precyzowania za co i bez dyrektywy o rozdysponowaniu środków między osoby trzecie.

REKLAMA

Zeznanie to rozwiało moją wątpliwość w jednej sprawie. Protokolant, piszący ręcznie zeznanie, najpierw napisał nazwisko Miller, a potem naniósł literkę G na M i ostatecznie można domyśleć się, że chodzi o żandarma Gillera, a nie komendanta żandarmerii Millera. Jednak dopisek pod koniec protokołu teoretycznie wyjaśniał sprawę: „Za zgodą świadka poprawiono słowo Giller”. Ale cień wątpliwości, o kogo chodziło, jeszcze był. Cytowane poniżej zeznanie ostatecznie rozstrzygnęło sprawę. Jest ono jakimś śladem wskazującym, co było powodem wręczenia pieniędzy. Inny świadek, Romana Ajchel, zeznała: „Giller dawał strażakom pieniądze na obiady”.

Jakoś trudno uwierzyć, aby możliwość zjedzenia darmowych obiadów była motorem napędowym do działań wymierzonych przeciw Żydom. Bardziej prawdopodobna wydaje mi się hipoteza, że mogła to być nagroda za pilnowanie pożydowskiego mienia czy gaszenie powstałych w getcie pożarów, co należało do zadań zleconych podczas likwidacji getta przez Niemców. Strażacy z pobliskiej Zuzułki, ściągnięci do gaszenia pożarów w getcie, dostali od Niemców po paczce papierosów. Członkowie OSP nie byli zawodowymi strażakami, np. Wincenty Ajchel był piekarzem. Zadania zlecane od Niemców odrywały ich od źródeł zarobkowania. Można byłoby to nazwać rekompensatą za nadgodziny. Na tym zakończyłem śledztwo w tej sprawie, zwłaszcza że zaliczało się ono do wątków pobocznych w toczonym przez mnie dochodzeniu.

Czytaj także: Korwin-Mikke: Czy prezydent Kwaśniewski powinien był przepraszać za Jedwabne

– Rozpowszechniona zostanie jednak inna wersja tej historii?

– W książce ,,Dalej jest noc” Jan Grabowski na podstawie tego samego źródła przedstawił jednak sprawę w zgoła inny sposób „Wkład strażaków docenił żandarm Miller, który spotkał się z kilkoma strażakami w knajpie »u Salacha« wieczorem 22 września 1942 roku. Wyjął z teczki pieniądze i nie licząc ich, dał je strażakom ze słowami: macie za swoją robotę”.

Przy nazwisku Miller znalazł się przypis wyjaśniający czytelnikowi, że przypuszczalnie chodzi tu o wspomnianego wcześniej szefa Schutzpolizei Millera. Gdzie tu weryfikacja źródła, próba dotarcia do naocznego świadka wydarzeń, innych świadków tego, co się działo w restauracji u Salacha?

– To, o czym Pan mówi, dotyczy nowej publikacji prof. Jana Grabowskiego, wydanej jak na razie tylko po polsku, a miał Pan przedstawić przykład, że Jan Grabowski pisał już o Węgrowie w anglojęzycznych mediach.

– Do tego zmierzam. Proszę sobie wyobrazić moje zaskoczenie, kiedy wspomniany przed chwilą wątek pojawił się u Jana Grabowskiego jeszcze przed premierą najnowszej książki, tym razem w anglojęzycznym artykule poświęconym granatowej policji umieszczonym na forum internetowym United States Holocaust Memorial Museum. Kilka razy przecierałem oczy ze zdumienia, kiedy czytałem, że „Muller, przywódca węgrowskiej Schutzpolizei, doceniwszy poświęcenie i wkład pracy polskich oficerów policji i strażaków, spotkał się z niektórymi z nich w miejscowej restauracji: wyciągnął plik banknotów z portfela i dał im go, mówiąc: »Macie, to za waszą dobrą robotę«”. [ podkreślenie moje – R.J.].

W eksportowej wersji rozrasta się to wszystko do trójstronnego spotkania na szczycie. Zwykły żandarm Giller zostaje zastąpiony wyższą szarżą, i to aż samym komendantem Mullerem – i tym razem Jan Grabowski nie ma najmniejszej wątpliwości, że chodzi o samego szefa żandarmerii. Teczkę zastąpił bardziej elegancki portfel, a zacytowanie zdanie wygłoszone rzekomo przez komendanta wzbogacone zostało dodatkowo o wzmacniający siłę przekazu przymiotnik: „Macie, to za waszą dobrą robotę”. Granatowi policjanci, którzy w żadnej ze znanych mi relacji nie występują w roli biesiadników w knajpie u Salacha, zmaterializowani siłą wyobraźni Jana Grabowskiego oczekują razem ze strażakami w nadziei na obfitą gratyfikację.

Miałem wątpliwą przyjemność obejrzeć na YouTube, jak to pan profesor Grabowski pracowicie wyczytywał z kartki powyższe pseudorewelacje podczas spotkania na uniwersytecie w Manchesterze. Zapewne wyobraźnia zgromadzonych tam słuchaczy podsuwała im sugestywne obrazy: pełna fraternizacja komendanta żandarmerii z przedstawicielami policji i straży pożarnej, wymianę uścisków, błysk zadowolenia, gdy Muller sięgnął do zasobów przepastnego portfela.
W momencie gdy doszło do sporów o IPN, profesor Grabowski oświadczył na łamach prasy zachodniej, że jako osoba, która już lada moment wyda pracę naukową pokazującą rolę granatowej policji w eksterminacji Żydów, za odsłonięcie skrzętnie skrywanej prawdy trafi w Polsce do więzienia.

– Skutki mogą być szkodliwe dla Polski?

– Podany przeze mnie przykład pokazuje dobitnie, w jakim stopniu praca profesora Grabowskiego jest rzetelną próbą pokazania prawdy o postawach Polaków podczas II wojny światowej i z jaką promocją mojego miasta mamy już teraz do czynienia. Nie mnie rozstrzygać, pod jaki paragraf to podpada, ale już teraz mogę pokusić się o pewną ważną deklarację. Książka ,,Dalej jest noc” powstała w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki i dzięki środkom wyasygnowanym przez PAN. Nie znam sumy dotacji, ale mogę powiedzieć o swojej. Na budżet mojej pracy składa się 3876 złotych uzyskanych od Urzędu Miasta z przeznaczeniem na tłumaczenie źródeł żydowskich. Ponieważ jednym z warunków uzyskania dotacji było przedstawienie w wersji papierowej fragmentu pracy z wykorzystaniem przetłumaczonych źródeł, w kosztorysie znalazło się i wynagrodzenie dla autora. 100 złotych za dwa lata pracy. Wszystkie pozostałe koszty – wyjazdy do archiwów, ksero itp. – pokryłem z własnej kieszeni.

Polski podatnik nie odczuł chyba zbyt boleśnie partycypowania w kosztach powstania mojej książki. Jestem przekonany o wiarygodności tego, co napisałem, ale na wypadek gdyby krytycy mojej książki znaleźli celowe zafałszowania, przemilczenia, uczciwie deklaruję, że jestem w stanie zwrócić z pensji nauczyciela poniesione przez podatnika koszty. I obiecać, że w przyszłości nie będę ubiegał się o żadne dofinansowanie z publicznych środków dla moich działań.

Profesor Grabowski, aby swoimi badaniami wzbogacać Narodowy Program Rozwoju Humanistyki, nie raz opuszczał Ottawę i przemierzał Atlantyk, by tu na miejscu dokonywać swoich wiekopomnych odkryć, objawionych na kartach najnowszej książki. O innych kosztach pięcioletnich badań nie wspomnę. Nie wiem, jaką ich część pokrył polski podatnik, ale finansowanie z publicznych pieniędzy badań, jakie zmaterializowały się w postaci książki ,,Dalej jest noc”, jest faktem bezspornym. Ja złożyłem deklarację w sprawie publicznych środków, które posłużyły mi do sfinalizowania mojej pracy; od profesora Grabowskiego oczekuję podobnej.

– Dziękuję za rozmowę.

Czytaj także: Ziemkiewicz wzywa do ekshumacji w Jedwabnem. To najlepsza okazja, by rozwiać kontrowersje [FOTO]

REKLAMA