
– Czyja, w czyim interesie i jakimi narzędziami przeprowadzona?
– Po ostatnich rozstrzygnięciach, po tej pokazowej autokompromitacji PiS-u w mojej ocenie radykalnie wzrasta ryzyko przeprowadzenia z udziałem Polaków i na terenie Polski krwawej prowokacji w stylu „Kielce 1946”. Kluczowe jest to, że Żydom pilnie potrzebny będzie teraz pokaz grozy polskiego antysemityzmu i faszyzmu, dla załatania coraz bardziej rzucającego się w oczy rozziewu pomiędzy ich kłamliwą narracją a rzeczywistością historyczną i polityczną. Dla załatania tego dysonansu Żydom nic by się tak nie przydało jak krwawa prowokacja. Jako reżyser dokumentalista i niewyżyty fabularzysta nie mogłem oprzeć się takim skojarzeniom, oglądając na zdjęciu wierchuszkę policji izraelskiej z wizytą w Kielcach, w ostatnich dniach maja. Coś tam się święci. Uważam, że ten właśnie scenariusz jest najbliższy skierowania do realizacji. Dla polskich narodowców, wolnościowych, katolików, patriotów najważniejsze w tej chwili to nie dać się wkręcić w tę prowokacje i uniknąć wystąpienia w niej w charakterze ochotniczych, choć mimowolnych prowokatorów. Co może okazać się niełatwe, zwłaszcza jeśli prowokacji policyjno-bezpieczniackiej może towarzyszyć prowokacja wojenna.
– Co Pan ma na myśli?
– Dla urozmaicenia, związania rąk polskich służbom może zostać odpalona akcja typu „Orlęta lwowskie 1918” – jakaś, powiedzmy, prowokacja przemyska, która skanalizowałaby siły i potencjał młodego patriotyzmu. Żeby nasze świeżo sformowane brygady obrony terytorialnej ekspresowo trafiły do ukraińskiej maszynki do mielenia mięsa. Ktoś, kto by planował te kilkanaście ruchów naprzód, mógłby kierować się takim wyrachowaniem, że zanim odpali się „Kielce 2”, trzeba najpierw zająć czymś resztki polskiej policji i wojska. Jak w filmie gangsterskim czy thrillerze politycznym z terrorystami na pierwszym planie, zanim dokonamy zamachu na wyspie Utoya, musimy najpierw odpalić bombę gdzieś w centrum Oslo, żeby tam skupiły się wszystkie siły policyjne. To mówię z pełną powagą. Moja intuicja reżyserska podpowiada, że jesteśmy obecnie w obliczu takiego właśnie zagrożenia.
– Czemu miałoby to wszystko służyć?
– Napiętnowaniu Polaków wobec świata jako mrocznych, morderczych antysemitów – po to, żeby ostatecznie zalegitymizować poddanie Polski obcej kurateli. Żeby proces instalacji suwerenności żydowskiej w Polsce mógł postępować w sposób jawny, nieskrępowany, pod osłoną międzynarodowych sił rozjemczych, które nota bene na naszym terytorium już mamy. Taka prowokacja konformizowałaby tubylcze elity, polskich folksdojczów wobec narracji żydowskiej. Tak jak prowokacja kielecka roku 1946 była obliczona z jednej strony na ostateczne odwrócenie się opinii Zachodu od zniewalanej przez Sowiety Polski, a z drugiej – na dostarczenie polskim chętnym sowieciarzom dobrego pretekstu do kolaboracji. Poza tym, rzecz jasna, Kielce odegrały kluczową rolę w nakręcaniu koniunktury imigracyjnej do Izraela. Dziś analogicznie, kiedy się to wszystko dziać będzie, ruszy operacja „Most 2” – tyle że w odwrotnym kierunku. Po takim numerze ministrowie rządu warszawskiego mogliby przedstawiać się jako obrońcy porządku, demokracji i cywilizacji, jednocześnie przejmując na siebie ciężkie obowiązki głównego Polenratu w tym rezerwacie, który nam na okres przejściowy jeszcze zostawią. Najważniejsze więc: nie dać się w to wkręcić i nie dać zdziesiątkować polskiej młodzieży.
– Jakieś dobre wiadomości?
– A owszem: 27 czerwca zawiązała się Konfederacja Gietrzwałdzka – wśród sygnatariuszy-inicjatorów nie brak ludzi dobrze znanych i notowanych także przez Szanownych Czytelników i Redakcję „Najwyższego CZASU!” – proszę szukać informacji na stronie: www.konfederacjagietrzwaldzka.pl – tam też każdy Polak Cywilizacji Łacińskiej może zgłosić osobisty akces. Zapraszam! A tytułem wyjaśnienia, o co właściwie z tym Gietrzwałdem chodzi, ośmielam się polecić lekturę mojej książeczki: „Gietrzwałd 1877 – nieznane konteksty geopolityczne” – to, mam nadzieję, nieco rozjaśnia, także w sprawach publicznych, o których wyżej była mowa.
– Dziękuję za rozmowę.