Stanisław Michalkiewicz: Teraz można to ujawnić?

REKLAMA
Stanisław Michalkiewicz.

W tym momencie premier Morawiecki uznał, że sprawa jest poważna, więc pan marszałek Kuchciński na 27 czerwca wyznaczył nadzwyczajne posiedzenie Sejmu. Dla zmylenia czujności miało być ono poświęcone nielegalnemu holokaustowaniu śmieci, ale kiedy rankiem parlamentarzyści przyszli do parlamentu, okazał się, że chodzi o holokaustowanie Żydów – co oczywiście stanowi zupełnie inną materię ustawodawczą.

Ponieważ izraelski premier Beniamin Netanjahu powiedział, że wspólne z panem premierem Morawieckim oświadczenie może wygłosić nie później jak do godziny 18, wszyscy, łącznie z panem prezydentem, uwinęli się tak gracko, że do tego czasu wszystko było już załatwione. To znaczy nowelizacja ustawy o IPN została wykastrowana nawet z pierwotnych – dodajmy, że całkowicie impotentnych – przepisów karnych za oszczerstwa względem Polski i narodu polskiego.

REKLAMA

Premier Morawiecki pocieszył nas, że w razie potrzeby będziemy mogli bronić swojej reputacji na drodze cywilnej. Taktownie nie wyjaśnił już, przed jakim sądem, a w tej sytuacji możemy się domyślić, że przed słynnym „sądem morskim”, którym pisarz gminny, pan Zołzikiewicz, straszył chłopów w sienkiewiczowskich „Szkicach węglem”. Trudno bowiem inaczej w sytuacji, kiedy właśnie Sąd Najwyższy stanął dęba, przechodząc do porządku nad stosowną ustawą i zarówno pani Gersdorf, jaki i inni sędziowie przesunięci w „stan spoczynku” przyjdą 4 lipca do pracy i będą „orzekali” jak gdyby nigdy nic – najwyraźniej w przekonaniu, że Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński nie ośmieli się zastosować wobec nich siły w momencie, gdy niemiecki owczarek nie przyjął do wiadomości tłumaczeń pana wiceministra Konrada Szymańskiego.

Drugim powodem, dla którego rząd będzie siedział jak mysz pod miotłą, jest wysunięta przez Kukuńka pogróżka, że w takiej sytuacji przyjedzie do Warszawy i doprowadzi do „fizycznego odsunięcia” sprawcy użycia siły. W normalnym państwie Kukuniek już dawno byłby starym nieboszczykiem, ale Polska normalnym państwem przecież nie jest. To jest tylko atrapa, czyli „ch**, d*** i kamieni kupa”, więc nic dziwnego, że rozmaici konfidenci bezkarnie roznoszą je na ryjach. Oczywiście Naczelnik Państwa, a za nim klakierzy i rzesze wyznawców otrąbili wielki sukces, że oto „sam Izrael” przyznał, iż to Niemcy wywołali II wojnę, a nie Polska – ale już przemilczeli, że premier Mateusz Morawiecki podpisał się pod formułą wylansowaną przez „światowej sławy historyka” Jana Tomasza Grossa, według której „Polacy” są „współwinni” holokaustu. W punkcie 4 wspólnego oświadczenia czytamy bowiem, że „smutna prawda jest niestety taka, że w tamtym czasie niektórzy ludzie – niezależnie od pochodzenia, wyznania czy światopoglądu – ujawnili swoje najciemniejsze oblicze”. Toć i Jan Tomasz Gross przecież nie pisał o „wszystkich”, tylko właśnie o „niektórych”, a przecież każdy człowiek, a więc i Polak, jest „niektóry” – to chyba jasne? Niemcy, to znaczy „naziści” też byli tylko „niektórzy”, bo przecież żona Rudolfa Hessa powieszona nie została.

Czytaj dalej „Bisurmany i Putin” ->

REKLAMA