Stanisław Michalkiewicz: Teraz można to ujawnić?

REKLAMA
Stanisław Michalkiewicz.

No dobrze – ale w takim razie co może zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi zaoferować 16 lipca w Helsinkach miłujący pokój prezydent USA Donald Trump? W polityce bowiem trzeba mieć przygotowane z góry odpowiedzi na co najmniej dwa pytania: pierwsze – co mi dasz, jak ci to zrobię, i drugie – co mi zrobisz, jak ci tego nie zrobię. Odkryli to już starożytni Rzymianie, wyróżniając tak zwane causae, czyli przyczyny czynności prawnych: do ut des, do ut facias, facio ut des, facio ut facias – co się wykłada: daję, żebyś dał; daję, żebyś zrobił; robię, żebyś dał; robię, żebyś zrobił.

W przypadku prezydentów Trumpa i Putina w grę najprędzej wchodzą porozumienia do ut des i facio ut facias. Co innego w przypadku prezydenta Trumpa i prezydenta Dudy, gdzie w grę mogą wchodzić raczej porozumienia typu do ut facias, to znaczy płacę i wymagam, np. żebyś tańcował, jak ci zagram, ewentualnie facio u facias, na przykład daję ci rękę żebyś ją pocałował.

REKLAMA

Czegóż zatem zimny ruski czekista Putin może chcieć od prezydenta USA Donalda Trumpa? Gdyby, dajmy na to, zgodził się na rozbiór Syrii, to pewnie chciałby, żeby USA wyraziły zgodę na stacjonowanie w tym kraju rosyjskiego kontyngentu, który pilnowałby morskiej bazy w Tartus, no i całego syryjskiego wybrzeża Morza Śródziemnego, od Libanu aż po Turcję, którą wtedy Rosja, jako strategiczny partner USA na tym terenie, a przynajmniej partner „harmonizujący”, otaczałaby z dwóch stron – nie tylko przez Morze Czarne.

W takiej sytuacji Turcja byłaby jeszcze bardziej skłonna do negocjowania na temat Kurdystanu, niż jest obecnie. Ale nie sądzę, by prezydent Putin na tym poprzestał, tym bardziej że prezydent Trump już teraz bąknął o możliwości amerykańskiego uznania przyłączenia do Rosji Krymu. Wprawdzie Ukraina jest sojusznikiem USA, ale Turcja też nim jest, więc jeśli USA mogą popierać utworzenie Kurdystanu, to dlaczego nie mogłyby przehandlować Krymu za rosyjską przychylność w innych sprawach?

Prezydent Poroszenko przecież wie, że bez amerykańskiego poparcia on sam byłby w jednej chwili zdmuchnięty jak gromnica choćby przez Michała Saakaszwilego, a kto wie, co by było z samą Ukrainą, więc nie tylko w podskokach się zgodzi, ale w dodatku przedstawi to jako wielki sukces Ukrainy, porównywalny do sukcesu Polski w sprawie nowelizacji nowelizacji ustawy o IPN. Skoro tak, to prezydent Putin, jako zimny czekista, pewnie chciałby amerykańskiego uznania nie tylko przejęcia przez Rosję Krymu, ale również niepodległości Noworosji z przyległościami – jak separatyści z Doniecka i Ługańska nazywają te tereny.

W ten sposób Rosja za pośrednictwem Noworosji uzyskałaby lądowe połączenie z Krymem. No dobrze – ale co zrobić z resztą Ukrainy? Ano, skoro już prezydent Trump zdecydowałby się – niczym Michael Corleone – za jednym zamachem załatwić „sprawy rodzinne”, to resztę Ukrainy, czyli Ukrainę Zachodnią, można by połączyć ze wschodnią Polską i utworzoną w ten sposób Judeopolonię przekazać w arendę Izraelowi, dzięki czemu realizacja przez Polskę żydowskich roszczeń majątkowych nabrałaby dodatkowego sensu – również w kontekście próby zrobienia przez USA porządku na Środkowym Wschodzie.

Czytaj dalej „Niemcy ocierają łzy” ->

REKLAMA