Wozinski: Hayek to fałszywy przyjaciel wolności

REKLAMA

Przyjaźń łącząca Poppera z Hayekiem wzmocniła się szczególnie w latach pięćdziesiątych, gdy wiele osób odwróciło się od austriackiego ekonomisty w wyniku skandalu, który wywołał. Po ponad dwudziestu latach małżeństwa Hayek stwierdził nagle, że tak naprawdę kocha swoją kuzynkę i zażądał od żony rozwodu. Gdy ta odmówiła, autor „Drogi do zniewolenia” pospiesznie przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, bo tylko tam mógł dostać rozwód na żądanie. Tak skandaliczne zachowanie spotkało się z ostracyzmem ze strony starych znajomych, z których wielu nigdy nie wybaczyło mu porzucenia żony. Nie ma to oczywiście wpływu na samą teorię Hayeka, lecz wiele mówi o nim jako o człowieku.

Oportunista

REKLAMA

Fryderyk von Hayek nazbyt często był oportunistą, który przede wszystkim starał się dopasować do wiatrów historii. Wykreślenie niewygodnych fragmentów „Drogi do zniewolenia” to zaledwie pierwszy z brzegu przykład. Hayek był po II wojnie światowej jednym z najbardziej zaangażowanych w rehabilitację Niemiec naukowców.
Założone przez niego Mont Pelerin Society (na spotkaniu którego Ludwig von Mises miał kiedyś powiedzieć: „Jesteście wszyscy bandą socjalistów”) miało tak naprawdę za cel uwiarygodnienie niemieckiej demokracji, nierozliczonej nigdy z nazizmu. Hayek miał w Niemczech liczne kontakty i dlatego tuż po zakończonym wielkim konflikcie zaczął skrzykiwać na regularne konferencje naukowców z krajów, w których do niedawna szalał narodowy socjalizm – po to, aby przekonać świat, że są w nich jeszcze ludzie ceniący wolność. W zamian Niemcy odwdzięczyli mu się uznaniem i sławą, których zaznał, gdy przeprowadził się do Heidelberga.

Zapytany kiedyś, czy istnieje na świecie kraj, który realizuje opisywane przez niego m.in. w „Law, Legislation and Liberty” czy też „Konstytucji wolności” ideały, bez wahania odparł, że oczywiście i że jest nim Republika Federalna Niemiec. Hayek nie wnikał w to, że praktycznie cały niemiecki przemysł totalnie skompromitował się w czasie wojny współpracą z nazistowską machiną śmierci, że zbrodnie III Rzeszy pozostały praktycznie nierozliczone i że na dobrą sprawę RFN powinna dawno upaść pod ciężarem reparacji. Nazistowskie Niemcy po demokratycznym liftingu stanowiły dla niego, o dziwo, wzorcowy przykład „rządów prawa”.

Czytaj także: Polak, który „uwolnił lwy” na cmentarzu Orląt Lwowskich we Lwowie, dostał grzywnę… 12 złotych

Koncepcje Hayeka poddane zostały gruntownej krytyce filozoficznej m.in. przez Hansa-Hermana Hoppego, który stwierdził, iż w jego przypadku mamy tak naprawdę do czynienia z rodzajem socjaldemokraty. W czczonej niesłusznie jako najważniejsze wolnościowe dzieło XX wieku „Konstytucji wolności” znaleźć można całą litanię obszarów, które zdaniem autora „Drogi do zniewolenia” powinny podlegać bezpośredniej kontroli państwa – i jest to lista niezwykle długa, znacznie wykraczająca poza wszelkie standardy „państwa minimum”. Co najważniejsze zaś, Hayek jako filozof polityczny nie posługuje się kluczowym narzędziem walki z ideami kolektywistycznymi, czyli prawem własności. Dla niego własność jest czymś pobocznym względem wiedzy.

Bezsprzecznie powoływanie się na Hayeka sprawia, że nasi rozmówcy mają nieco większe pojęcie o tym, jakie są nasze poglądy. Problem polega jednak na tym, że koncepcje autora „Drogi do zniewolenia” są zbudowane na bardzo problematycznym fundamencie filozoficznym. Filozofia wolnościowa to przede wszystkim prawo naturalne, konsekwentna etyka społeczna, obrona chrześcijaństwa jako fundamentu naszej cywilizacji oraz zdecydowanie antyestablishmentowa postawa. W przypadku Hayeka mamy zaś do czynienia z oświeceniowymi przesądami, faktyczną nieobecnością etyki, skrajnym sceptycyzmem i relatywizmem, walką z tradycją oraz wiecznymi próbami przypodobania się elitom. Zdecydowanie warto postawić na innego wolnościowego filozofa niż Hayek.

REKLAMA