Czy da się upaść niżej? Policja siedzi w kantorku i wypatruje na monitoringu osoby bez masek

Policja na monitoringu sprawdza, kto nie nosi maski.
Policja dosiada się do ochrony i na monitoringu sprawdza, kto nie nosi maski. (Fot. Śląska Policja)
REKLAMA
Policja znalazła sposób na zwiększenie liczby mandatów za brak maski. Wykorzystuje do tego monitoring w galerii handlowej.

Z założenia poważna instytucja, jaką powinna być policja, wysyła funkcjonariuszy do kantorku dla ochroniarzy, by ci prężnie wypatrywali w jastrzębskiej galerii handlowej osób bez maseczki.

Co więcej, policja takimi działaniami publicznie się chwali.

REKLAMA

Policja przekonuje, że robi to oczywiście dla naszego „dobra i bezpieczeństwa” oraz „aby powstrzymać zakażenia wirusem”, tak jakby maski noszone tygodniami pod nosem rzeczywiście wirusa zatrzymywały.

„Bez wsparcia mundurowych sklepy często nie dają sobie rady z osobami niestosującymi się do obowiązujących obostrzeń” – twierdzi policja z Jastrzębia Zdroju.

„Wczoraj sklepowy monitoring wspierał jastrzębskich mundurowych w trakcie kontroli galerii. Osoby niestosujące się do obowiązujących zaleceń widoczne w oku kamery były wylegitymowane przez patrole znajdujące się na terenie galerii. Wszystko po to, aby zweryfikować czy klienci korzystają z maseczek” – chwali się policja i publikuje zdjęcie, jak policjant siedzi w kantorku i wpatruje się w monitory.

Policja twierdzi, że „tam, gdzie to możliwe pouczają” osoby bez masek. A w innych sytuacjach wyciągają konsekwencje, czyli wlepiają mandaty.

I zapowiadają, że to nie jest jednorazowa akcja.

„Mundurowi zapowiadają, że w trosce o bezpieczeństwo i zdrowie mieszkańców akcja będzie kontynuowana. Działania skierowane są głównie do tych osób, którzy nie pamiętają, że nadal obowiązują obostrzenia sanitarne. Policjanci w dalszym ciągu będą prowadzić wzmożone kontrole pod kątem stosowania się do zaleceń w zakresie przestrzegania zasad stosowania ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii” – twierdzi policja.

Inna kwestia, że „obowiązek” ten nadal jest wątpliwy prawnie, a sądy masowo anulują mandaty za brak masek.

Jak zmieniała się maseczkowa narracja

Przypomnijmy, że na początku ogłoszonej pandemii koronawirusa prof. Włodzimierz Gut tym, którzy pytają o maseczki, radził udać się do psychiatry. A ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski u Roberta Mazurka powiedział, że nie wie, po co ludzie je noszą, bo nic nie dają.

Potem narracja się zmieniła i maski stały się obowiązkowe. Szumowski zapewniał jednak, że obowiązkowe będą tylko do momentu wynalezienia szczepionki przeciwko COVID-19.

Z kolei były szef GIS Jarosław Pinkas w jednym z wywiadów powiedział, że maska jest tylko symbolem, a on sam nie wyobraża sobie nie mieć ich przy sobie w dwóch kieszeniach. Gdy szefem GIS przestał być, w innym z wywiadów przyznał, że wirus to głównie socjologia, a w kwestii covidu miał po prostu „święty obowiązek mówić dokładnie tak samo, jak ECDC i cała UE”.

To głosy nie tylko z Polski. Niedawno dr Colin Axon, doradca brytyjskiego rządu ds. COVID-19, otwarcie powiedział, że większość masek, które nakazano nosić podczas ogłoszonej pandemii, nie powstrzymuje koronawirusa.

Podkreślił, że inaczej ma się sprawa ze specjalistycznymi maskami, ale tych właściwie nikt nie nosi.

Jednocześnie doradca rządu Wielkiej Brytanii ds. COVID-19 skrytykował lekarzy, którzy przeczą tej oczywistości i okłamują ludzi z pozycji medialnych ekspertów. Zaproponował, by opinii publicznej zaoferować szerszy pogląd i rzetelne dane na temat masek.

Prof. Kuna mówi wprost: W tych krajach „maseczki nie zmniejszyły liczby zakażeń”

 

REKLAMA