Rząd chwyta nas za rączkę i rzuca się w przepaść. Szokujące zapowiedzi sztucznego dekretowania

Mateusz Morawiecki. Foto: PAP
Mateusz Morawiecki. Foto: PAP
REKLAMA
Nadchodzi duża podwyżka płacy minimalnej. W 2023 roku nastąpi dwukrotnie. Trwa sztuczne dekretowanie wynagrodzeń i nakręcanie spirali inflacyjnej.

Jak wynika z doniesień „Rzeczpospolitej”, która relacjonuje zapowiedzi minister Marleny Maląg na posiedzeniu Rady Dialogu Społecznego, podwyżka płacy minimalnej w 2023 roku wyniesie 490 zł.

Będzie to podwyżka niezwykła, bo podwójna. Od stycznia pensja minimalna miałaby wzrosnąć do 3550 zł, a od lipca do 3500 zł. To na razie wstępne zapowiedzi, a ostateczna propozycja rządu w sprawie wzrostu minimalnego wynagrodzenia w 2023 r. będzie znana najpóźniej 15 czerwca.

REKLAMA

Nakręcanie spirali proinflacyjnej

Oczywiście wszystko to sprawi, że w teorii będziemy zarabiać więcej, ale niekoniecznie będziemy bogatsi.

Koszty płacy minimalnej zostaną przeniesione na konsumentów, czyli na nas wszystkich. Koszty utrzymania jeszcze bardziej wzrosną wzrosną. Więcej będziemy płacić za jedzenie, za fryzjera, za budowę domu, za usługi. Za wszystko.

Innymi słowy rząd wrzuci wszystkich w jeszcze większą spiralę inflacyjną.

Mało mówi się o konsekwencjach gospodarczych tak drastycznego kroku, jakim ma być dwukrotna waloryzacja pensji minimalnej. Wiele osób myśli, że ludzie zarabiają w Polsce mało, dlatego że pracodawcy nie chcą płacić więcej. Tymczasem wynagrodzenia są ustalane na podstawie popytu i podaży. Także w zależności od lokalnych uwarunkowań gospodarczych. Nie można sztucznie dekretować podwyższania wynagrodzeń, ponieważ może mieć to bardzo niekorzystne konsekwencje gospodarcze.

Budżety płacowe nie są z gumy. Wreszcie skończy się to tak, że osoby zarabiające najniższą krajową dostaną stosunkowo dużą podwyżkę, a osoby zarabiające więcej dostaną bardzo małe podwyżki albo w ogóle. Pensje będą coraz bardziej zbliżone, zgodnie z zasadą socjalistyczną „równiejsze”, ale konsekwencją tego będzie zniechęcenie do podnoszenia kompetencji, do uczenia się, do zdobywania nowych umiejętności, do rozwoju, bo nie będzie za to gratyfikacji finansowych. Pieniądze pójdą na podnoszenie płacy minimalnej.

Najbardziej na tym wzbogaci się… rząd. Licząc szacunkowo i zaokrąglając do pełnych liczb, gdy płaca minimalna wzrośnie o 500 zł brutto, to w rzeczywistości pracodawca będzie musiał płacić o ok. 600 zł miesięcznie więcej, a do samego pracownika trafi ok. 350 zł więcej. Dzięki wzrostowi płacy minimalnej teoretycznie o 500 zł, państwo dla siebie od każdej pensji miesięcznie weźmie po 250 zł. Wzrośnie także średnia płaca, co z kolei oznacza wzrost składek na ZUS. Samonakręcająca się maszyna. Końca szaleństwa, w postaci socjalistycznej i szkodliwej polityki rządowej, nie widać.

REKLAMA