„Lex konfdient”. Nikt nie przyznaje się do tego gniota. Piecha: „Nie podam konkretnego nazwiska”

Warszawa, 11.01.2022. Zastępca przewodniczącego komisji Bolesław Piecha wziął udział w posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia w Warszawie, 11 bm. Komisja zajmuje się poselskim projektem ustawy o szczególnych rozwiązaniach zapewniających możliwość prowadzenia działalności gospodarczej w czasie epidemii COVID-19 złożonym w Sejmie przez grupę posłów PiS. (aldg) PAP/Tomasz Gzell
Warszawa, 11.01.2022. Zastępca przewodniczącego komisji Bolesław Piecha wziął udział w posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia w Warszawie, 11 bm. Komisja zajmuje się poselskim projektem ustawy o szczególnych rozwiązaniach zapewniających możliwość prowadzenia działalności gospodarczej w czasie epidemii COVID-19 złożonym w Sejmie przez grupę posłów PiS. (aldg) PAP/Tomasz Gzell
REKLAMA
Jestem rozczarowany; można było zrobić więcej – tak działania ws. pandemii Covid-19 ocenił wiceszef sejmowej komisji zdrowia Bolesław Piecha (PiS). Podkreślił, że zapisy zawarte w tzw. projekcie Hoca (tzw. ustawie o segregacji sanitarnej) były znacznie większą „zachętą” do szczepień niż te z nowego projektu o testowaniu pracowników (tzw. „Lex konfident”).

Posiedzenie sejmowej komisji zdrowia, podczas którego posłowie mają przeprowadzić pierwsze czytanie projektu ustawy wprowadzającej m.in. testowanie pracowników pod kątem zakażenia SARS-CoV-2, zaplanowano na wtorek na godz. 15. Pierwotnie posiedzenie miało odbyć się w poniedziałek.

Pytany we wtorek w Wp.pl o powody odroczenia posiedzenia, Piecha odparł, że chodziło m.in. o nieobecność ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Jak mówił, wynikało to „z różnych względów, pewnie organizacyjnych”. – Mamy dzisiaj czas do 15, mam nadzieję, że wiele rzeczy się wyjaśni – dodał wiceszef sejmowej komisji zdrowia.

REKLAMA

Piecha przyznał, że ma świadomość kontrowersyjności nowego projektu. – Należy nieustannie podkreślać dobrą rzecz, jaką były szczepienia. Tego nie wolno zlekceważyć. I sądzę, że to, co działo się w tzw. ustawie Hoca było chyba zdecydowanie większą zachętą niż to, co jest dzisiaj na stole, czyli ewentualne masowe testy – powiedział.

Pytany, czy w takim razie jest rozczarowany postępowaniem swojej formacji politycznej, Piecha potwierdził.

– Tak, jestem rozczarowany. Można było zrobić więcej – odparł. – Jestem rozczarowany też tym, że nasze społeczeństwo okazało się bardzo odporne na to, co mówią lekarze, eksperci – dodał.

Nikt się nie przyznaje do „Lex konfident”

Na uwagę, że o najnowszym projekcie ws. testowania pracowników mówi się „lex Kaczyński”, Piecha podkreślił, że jest to duże nadużycie. – Premier podpisał się, ale nie jest autorem tych przepisów – wskazał. Dopytywany, kto jest głównym autorem projektu, Piecha odparł, że posłowie.  – Nie podam konkretnego nazwiska, próbowałem to ustalić, ale nie udało mi się tego zrobić – odparł Piecha.

– Myśmy mieli ogromne zastrzeżenia do tej otoczki prawnej. Było to analizowane przez służby legislacyjne rządu i wskazano, że takie przepisy są możliwe, aczkolwiek przyznam, że na pewno nowatorskie (…) Wydaje mi się, że można to było zrobić w sposób prosty, a nie uciekać się do skomplikowanych algorytmów, postępowań – mówił.

Piecha zaznaczył jednocześnie, że klub PiS zgłosi do projektu kilkanaście poprawek. – Nie będę tutaj ich cytować, bo są wybitnie prawne – dodał.

Projekt ustawy o szczególnych rozwiązaniach dotyczących ochrony życia i zdrowia obywateli w okresie epidemii COVID-19 grupa posłów PiS wniosła w ubiegłym tygodniu.

W myśl nowych propozycji pracodawcy będą mogli żądać od pracowników oraz osób wykonujących pracę na podstawie umów cywilnoprawnych podawania informacji o posiadaniu negatywnego wyniku testu diagnostycznego – bez względu na to, czy przeszli oni chorobę i są zaszczepieni.

Pracownik będzie mógł wykonać nieodpłatnie taki test zasadniczo raz w tygodniu, choć możliwa będzie zmiana częstotliwości jego przeprowadzania. Badania finansowane będą ze środków Funduszu Przeciwdziałania COVID-19. Pracownicy, którzy wykonali test, a zachorują na COVID-19 i zajdzie uzasadnione podejrzenie, że mogło do tego dojść w miejscu pracy, mogą domagać się odszkodowania od pracownika, który nie poddał się diagnozowaniu.

Czytaj więcej: Dziambor: jak ktoś mógł wymyślić przepis o domniemaniu zarażenia? Tego jeszcze nie było

Wysokość takiego świadczenia wynosić będzie równowartość pięciokrotności minimalnego wynagrodzenia za pracę. W przypadku większej liczby pracowników nieprzetestowanych będą oni partycypować w zapłacie tego odszkodowania w równych częściach.

Poprzedni projekt, powszechnie firmowany nazwiskiem innego wiceszefa komisji zdrowia Czesława Hoca (PiS), zakładał możliwość żądania przez pracodawcę okazania informacji o ważnym negatywnym wyniku testu diagnostycznego w kierunku SARS-CoV-2, przebytej infekcji lub wykonaniu szczepienia przeciw COVID-19. Projekt przewidywał również możliwość delegowania na podstawie tych informacji do pracy poza stałe miejsce pracy lub do innego jej rodzaju

CZYTAJ WIĘCEJ O NOWEJ USTAWIE SANITARNEJ:

Źródło: PAP, NCzas

REKLAMA